niedziela, 3 marca 2013

4:44. Ostatni dzień na Ziemi (Abel Ferrara, 2011)


Abel Ferrara dawno już nie nakręcił dzieła, za sprawą którego ciągle można by go określać mianem mistrza amerykańskiego kina niezależnego. Nie pamiętając o tym, jak to jest uczyć się na własnych błędach, autor nie jest w stanie wykorzystać tkwiącego w swoich kolejnych historiach potencjału.

Nie mam wątpliwości, iż byłoby inaczej, gdyby tylko nie zakończyła się współpraca Ferrary z Nicholasem St. Johnem. Wszak tenże scenarzysta napisał  ogromną większość jego najlepszych obrazów, od Kalibru 45 przez Króla Nowego Jorku po Pogrzeb. Zresztą stwierdzenie "ogromna większość" śmiało zamienić można by na "wszystkie (sic!)", skoro w wyliczance znakomitych utworów nowojorskiego reżysera tylko z kontrowersyjnym Złym porucznikiem St. John nie miał nic wspólnego. Inna sprawa, że to od napisanego przez niego Uzależnienia, dramatu wampirycznego, który jest tyleż inteligentny i nieszablonowy, co pretensjonalny, Ferrara z artysty w pełni dojrzałego przeobrażać się zaczął w twórcę nierzadko pozbawionego odpowiedniego wyczucia. Jakby za bardzo zainteresowanego samym sobą, a za mało swoimi odbiorcami.

Do lektury całego tekstu zapraszam na łamy Edycji Limitowanej.

5 komentarzy:

  1. A jak w ,,Driller Killerze'' przyaktorzył!
    Jimmy Lane zapodał też epizod gwałciciela w ,,Pannie Czterdziestce Piątce'' - miał twarz oklejoną taśmą samoprzylepną i był idealnie odrażający.
    Też się Ferrarą swego czasu fascynowałem.
    A tak z innej beczki... Obejrzałem na fejsie tego całego Rafała Christa - baardzo średnie toto, ale jak padło w dyskusji, początki bywają trudne i każdy ma szanse się z czasem wyrobic.
    Niestety, tego pana to nie dotyczy. Mianowicie oglądnąłem drugą odsłonę jego wesołych wypłodow , gdzie wziął na tapetę wczesne zombie movies. No i lepiej nie jest, a sto razy gorzej.
    Tak bezdennej, pajacowatej, cwelowej żenady , jaką ten klocek odpierdala, w życiu nie widziałem. Czy nikt mu nie powiedział, że nie jest taki fajny, jak się najwyrażniej postrzega?

    OdpowiedzUsuń
  2. No niestety. Aż mi wstyd, że go poleciłem. A znam gościa osobiście, rozbiliśmy kilka flaszek i mamy za sobą trochę fajnych dyskusji, więc wierzyłem, że będzie git. A tu równia pochyła, pierdoli głupoty i robi z siebie clowna. Pisałem mu wczoraj co o tym myślę i chyba wziął to do serca. Niestety odcinek trzeci już zrobiony, zobaczymy jak będzie z czwartym.

    OdpowiedzUsuń
  3. A Ferrara był kiedyś jednym z najlepszych w US. "Król NY", "Zły porucznik" i "Pogrzeb" to mistrzostwo świata. "Chinka" czy "Mrs. 45" to nie aż taki poziom, ale i tak kozackie filmidła. Z tych bardziej znanych tylko do "Porywaczu ciał" jakoś nie mogłem się przekonać, ale to samo miałem z oryginałem. Pisałem kiedyś o Ferrarze coś dłuższego (taka sama forma jak moje wypociny o Bavie), ale na tych nowszych filmach utknąłem i już nie ruszyłem. To było półtorej roku temu, tekst ciągle wisi jako post roboczy. Szkoda, że nie zakończył kariery po "Pogrzebie".

    OdpowiedzUsuń
  4. Za dużo koksu i za dużo moralizatorstwa - to go stępiło. Jeszcze w ,,Addiction'' było moim zdaniem spoko - wprawdzie trochę przesadził z tym filozofowaniem i to niemalże ex catedra - ale
    jest to imho najciekawszy i najbardziej przenikliwy film wampiryczny od czasów ,, Martina'' Romero.
    Ja lubię ,, Drillera'', ,,Mr.45'' i ,, Króla Nowego Jorku'', którego pasiłoby odświeżyc. Ostatnim jego wartościowym filmem - choc ciężkim i pozostawiającym niedosyt - jest moim zdaniem ' New Rose Hotel''.
    No i Abel miał akces do najlepszego serialu policyjnego ever - ,,Crime Story'' ( pilot i 1 czy 2 odcinki).
    Nie widziałem jego debiutu - ,,9 Żywotów Mokrej Cipy'' - o którym na imdb napisali, że to najnudniejszy pornol wszechczasów :D
    PS. Opublikuj te teksty. Tego pana należy podlansowac, mimo wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  5. To Ferrara zrobił kiedyś dobry film?

    Mac

    OdpowiedzUsuń

anonimie, podpisz się