Na blogu zastój i nie wiem, kiedy pojawią się nowe teksty, ale! dosłownie chwilę temu natknąłem się na coś starszego, napisanego 4 lata temu dla nieistniejącego już portalu Netbird.pl (pozdrowienia dla Dawida Głowni). Dziś napisałbym ten tekst zupełnie inaczej, ale mniejsza z tym. Na koniec dodatkowy akapit, który spłodziłem przed momentem.
![]() |
"Tetsuo" |
Miasto, w którym nigdy nie przestaje padać deszcz, ludzie
mutujący w metalowe potwory, morderstwa popełniane w marzeniach sennych... Witajcie w szalonym świecie
jednego z najważniejszych japońskich twórców niezależnych, stawianego obok
takich osobistości jak David Lynch czy David Cronenberg. Twórcy, który pod
płaszczem szeroko pojmowanego horroru cielesnego przemyca bezlitosną krytykę
współczesnego społeczeństwa.
Ten fan monster movies (z nieśmiertelną „Godzillą” na czele)
pierwszy amatorski film nakręcił już w wieku czternastu lat. Studiował
malarstwo, a później założył Teatr Morskiego Potwora, w którym zajmował się
scenariopisarstwem, reżyserią oraz aktorstwem. W świat profesjonalnego filmu
wkroczył pełniąc jeszcze więcej funkcji – operator, montażysta, scenograf i
wreszcie producent. Człowiek-orkiestra uprawiający kino autorskie pełną gębą.
Choć „Tetsuo” można odbierać tylko jako jeden wielki eksperyment formalny, już kolejne tytuły pokazały, że Tsukamoto ma wiele do
powiedzenia. Zresztą rozkładając już debiut na czynniki pierwsze łatwo można
zauważyć, że większość zawartych w nim elementów pojawia się (i zostaje rozwiniętych) w kolejnych jego filmach. Każdy z kolejnych tytułów jest
świetny formalnie – większość charakteryzuje się bardzo szybkim, nerwowym
montażem i niezwykła dbałością o stronę plastyczną. Niezależnie od tego jak
poważne te jego filmy były (a tak, Shinya ma na koncie i filmy śmiertelnie poważne),
stale obecna jest w nich groteska. Reżyser bardzo lubi kontrasty i zabawę konwencjami –
np. „Tokijska pięść” (1995) to film sportowy z elementami komiksowego gore, a „Vital”
(2004) to wyciszony dramat łączący lirykę z nie lada perwersją. Ale najważniejsza jest
tematyka.
Wspólnym mianownikiem jego obrazów jest ludzkie ciało. Może to być
'cielesność realna', jak kult ciała w „Tokijskiej pięści” i 'kwitnąca seksualność' w
„Wężu czerwcowym” (2002), może być czysto fantastyczna, jak metalowe mutacje w obu
częściach „Tetsuo” (druga, bardziej konwencjonalna, to "Tetsuo: Body Hammer", 1993) czy ciało jako piekło w surrealistycznym „Haze” (2005). Ale może
być metafizyczna, bo poświęcona zgłębianiu tajemnicy duszy i własnej tożsamości
za pomocą… sekcji zwłok, co miało miejsce w „Vital”. Prawie zawsze jest „psychoanalityczna”
i prowadząca do konkretnych wniosków. Pomijając jedyny tytuł nie dziejący się
we współczesności, „Znamię” (1999), oraz jeden (sic!) zrobiony wyłącznie dla pieniędzy, „Goblin
Hiruko” (1990), jego kino ciągle konfrontuje cielesność z niszczącą ją lub asymilującą
nowoczesnością.
![]() |
"Wąż czerwcowy" |
Tsukamoto opowiada o nieustającej urbanizacji i dehumanizacji.
Jego bohaterami zawsze są everymeni wyrwani nagle z szarej masy niczym nie
wyróżniających się mrówek-robotnic. Są niewolnikami nowoczesnych miast, mechanicznego
trybu życia, przytłaczających technologii oraz społecznych norm i obyczajów. Nie
potrafią się ze sobą porozumiewać, nie potrafią kochać. Wreszcie pod wpływem
różnych sytuacji robią wszystko, by poczuć cokolwiek. I psychicznie, i
fizycznie. „Sposób w jaki ci ludzie starają się walczyć z otoczeniem, to
projekcja mojej wyobraźni; pokazuję, co moim zdaniem człowiek powinien robić,
by przywrócić świadomość swojego istnienia – także świadomość swojego ciała” –
mówił sam Tsukamoto.
Bohaterem quasi-gangsterskiego „Bullet Ballet” (1998) jest mężczyzna,
który po powrocie z pracy zastaje w swoim domu policję, od której z kolei dowiaduje się, że jego kobieta
popełniła samobójstwo. Jest zszokowany, bo przecież była z nim tak szczęśliwa...
Porzuca on dotychczasowe poukładane życie i odbywa autodestrukcyjną podróż. Najpierw po miejskim półświatku w poszukiwaniu sprzedawcy broni
„odpowiedzialnego” za jej śmierć, wreszcie w głąb samego siebie. Pistolet staje
się przedłużeniem jego ciała.
Obraz ten to pierwszy całkowicie
poważny film Tsukamoto. Wprawdzie miejscami bliska takiemu kinu była już „Tokijska
pięść”, ale nie obyło się tam bez czarnego humoru i zagrywek rodem z kina klasy
B. Począwszy od „Bullet Ballet” bohater niniejszego tekstu zwalnia tempo. Z filmu na film
jest coraz ambitniejszy i spokojniejszy. „Znamię”, „Wąż czerwcowy” (drugi po
„Tetsuo” film, którym zwrócił na siebie uwagę światowej krytyki) i „Vital”
to filmy ciągle mroczne i niepokojące, lecz widać w nich już rękę artysty
dojrzalszego. Są wysmakowane plastycznie, akcja w nich toczy się wolno, montaż
jest coraz spokojniejszy. Do tego przemawia przez nie egzystencjalizm i wiara
w stary, dobry humanizm, a hałaśliwy industrial porzucony jest na rzecz ciszy.
Wydawałoby się więc, że na Tsukamoto czeka tron twórcy ambitnego, ale wtedy robi on
wszystkim niespodziankę. Dla wielu negatywną.
„Haze” to powrót do wcześniejszego stylu. Kino wściekłe i
paranoiczne, groza w najcięższym wydaniu. Być może ten średni metraż miał być techniczną
wprawką do nowego filmu, być może owy nowy film, to usilna potrzeba zarobienia
pieniędzy. Poprzednie dzieła Tsukamoto nie cieszyły się w rodzimej Japonii
popularnością – widocznie jego krajanie nie mieli ochoty oglądać krytyki
swojego stylu życia – i dorabiał on jako lektor w reklamach telewizyjnych czy
aktor u innych filmowców (jak chooćby w kultowym "Ichi the Killer" Takashiego Miike). Niezwykle dynamiczny horror pt. „Detektyw nocnych koszmarów”
(2006) okazał się największym sukcesem finansowym w jego karierze. Wprawdzie przemycił
do tego filmu typowe dla siebie treści, od wyalienowania po upadek wartości, lecz nie ulega wątpliwości, że to kino czysto gatunkowe, a wspomniane tematy
szybko znikają w natłoku emocji. Kino bardzo sprawne rzemieślniczo, ale czy
ciągle autorskie? Wiele zdaje się mówić fakt, że niedawno Tsukamoto ukończył
kręcenie jego sequela. Ledwie porozsyłał kontynuację sennych mordów po
światowych festiwalach, a już zabrał się za kolejny obraz, kręcony pod tytułem
„Bullet Man”. Ostatnio pojawiła się wreszcie informacja cóż to jest za film –
okazało się, iż jest to trzecia część głośnego „Tetsuo”, o której Tsukamoto
marzył od lat, ale brakowało mu na nią pieniędzy. Wprawdzie dostał już kilka
lat temu ofertę jej realizacji od Amerykanów (wydane na video czy dvd
poprzednie części ciągle przynoszą za granicą pewne zyski), ale na szczęście
odmówił. Teraz podobno wziął się za ten film pod namową jednego ze swoich
fanów, mianowicie samego Quentina Tarantino. Pytanie tylko, co dla bohatera tego
tekstu jest obecnie ważniejsze – zaspokojenie ambicji czy wypełnienie lodówki?
A może uda się wreszcie jedno z drugim połączyć? Tego właśnie jemu, sobie i Wam
życzę.
![]() |
"Bullet Ballet" |
POST SCRIPTUM
O ile jeszcze pierwszy "Detektyw nocnych koszmarów" mi się podobał (choć dzisiaj już niewiele z niego pamiętam, oprócz jego agresywnego i paranoicznego charakteru), o tyle mający premierę w 2008 roku sequel okazał się filmem bezpłciowym. I nie da się o nim powiedzieć nic dobrego. Chyba nawet gorszym okazał się jednak "Tetsuo: The Bullet Man" (2009). Wyzbyty umowności cechującej poprzednie części cyklu, dosadny pod kątem dialogów i mizerny dramaturgicznie prezentuje się jak jakaś parodia najbardziej znanego dzieła Tsukamoto. Mało tego, nawet formalnie nie wygląda zbyt dobrze (a przecież tańsza "jedynka" była pod tym względem znakomita). Po seansie tegoż smutnego potworka wrzuciłem Tsukamoto do szufladki "kiedyś mocarni, dzisiaj nudni i wypaleni". Może jednak zupełnie niesłusznie, skoro zrealizowany następnie "Kotoko" (2011) uznawany jest za powrót reżysera do dawnej formy. Pewnego pięknego wieczora przełamię się i przekonam. Ale jeszcze nie dziś.
Tsukamoto, świetnie! Cieszę się, że ten tekst się pojawił. "Vital" zrobił na mnie duże wrażenie. Kilka miesięcy temu oglądałam też "Kotoko" w ramach nadrabiania zaległości. Powiem tylko tyle: przełam się :). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń