sobota, 17 grudnia 2011

Reinterpretacja komiksowego nadczłowieka


"(...) Dopóki pewien pozaziemski obiekt nie uderzy w miejsce zamieszkania jednego z bohaterów, opowieść jawi się jako stricte obyczajowa. Jednakże w momencie, gdy wspomniany Eric Forster wskutek tajemniczej katastrofy zyska nadludzkie moce, owe obserwacje dnia codziennego nie zejdą wcale na dalszy plan. Dołączą do nich fragmenty o charakterze socjologicznym, z którymi to razem stanowić będą doskonałą przeciwwagę dla dawno wypranych ze świeżości schematów rodem z klasycznych pozycji superhero. Wszystkie te elementy stanowić będą bardzo interesującą całość, aczkolwiek w pewnym momencie zaczną oddalać się od siebie dokładnie tak, jak świeżo upieczony obrońca ludzkości zacznie oddalać się od swoich najbliższych.

Arcudi zapoznaje czytelnika z psychologią tłumu, a pewnej krytyce poddaje stymulujące masami media, specjalizujące się w wyszukiwaniu kolejnych sensacji. Ukazane zostają przeróżne konsekwencje ogromnej sławy - przede wszystkim na przykładzie rodziny Erica - jak również proces wynoszenia danej jednostki na piedestał, a następnie jej publicznego napiętnowania. Bo pan Forster staje się nie tyle superbohaterem, co swego rodzaju celebrytą. Tyle że w jego wypadku zmieszanie go przez media z błotem zdaje się być dużo bardziej na miejscu, niż gdy dzieje się to odnośnie dobrze znanych nam gwiazd. Wszakże w końcu odwraca się on przeciwko ludzkości. Zaczyna gardzić nią, a następnie niszczyć, gdyż nadludzkie moce wyolbrzymiają nie tylko jego zalety, ale i wady... (...)"

Do lektury całego tekstu zapraszam na Kolorowe Zeszyty i/lub na Splot. Za komiks dziękuję Krzysztofowi Ryszardowi Wojciechowskiemu (jego recenzję przeczytać można tutaj).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

anonimie, podpisz się