czwartek, 22 grudnia 2011

Magia pewnej Korei



Mająca swoją premierę w 1989 roku Defilada to przykład bardzo prostej i bardzo inteligentnej demaskacji komunistycznej propagandy. Reżyser Andrzej Fidyk film oparł wyłącznie o oficjalne treści - lektor niekoniecznie więc tłumaczy wypowiedzi kolejnych osób, lecz sięga po wybrane fragmenty z propagandowych książek i pism. Ich ogromne nagromadzenie ośmiesza ideologię, kult jednostki czyni pokracznym, północno-koreańską rzeczywistość możliwie najbardziej groteskową. Ciekawe jak spodobałby się to Wojciechowi Wiszniewskiemu.

"Ten pomnik przypomina następujące wydarzenie: 19 sierpnia '73 roku Wielki Wódz stanął w tym miejscu i wspominał jak to pewnego dnia roku '47 jego małżonka, Szanowana i Kochana Towarzyszka Kim Dzonk Suk, chcąc zrealizować swe marzenie, którym było obejrzenie najpiękniejszych widoków na świecie, wybrała się na pieszą wycieczkę w Góry Diamentowe. I w tym właśnie miejscu, gdzie stoi dziś ten pomnik, nagle przystanęła, bo sobie przypomniała, że nie zrobiła przecież swojemu małżonkowi, Wielkiemu Wodzowi, obiadu. Zastanawiała się więc przez chwilę czy iść dalej i realizując swe marzenie upoić oczy widokiem najpiękniejszych gór świata czy też wrócić do domu i ugotować mężowi obiad. Po chwili wahania zdecydowała się jednak zrezygnować ze swoich marzeń i powróciła do domu i ugotowała obiad, który bardzo smakował Wielkiemu Wodzowi. Dla upamiętnienia tego wydarzenia postawiono według wskazówek Wielkiego Wodza ten pomnik."

sobota, 17 grudnia 2011

Reinterpretacja komiksowego nadczłowieka


"(...) Dopóki pewien pozaziemski obiekt nie uderzy w miejsce zamieszkania jednego z bohaterów, opowieść jawi się jako stricte obyczajowa. Jednakże w momencie, gdy wspomniany Eric Forster wskutek tajemniczej katastrofy zyska nadludzkie moce, owe obserwacje dnia codziennego nie zejdą wcale na dalszy plan. Dołączą do nich fragmenty o charakterze socjologicznym, z którymi to razem stanowić będą doskonałą przeciwwagę dla dawno wypranych ze świeżości schematów rodem z klasycznych pozycji superhero. Wszystkie te elementy stanowić będą bardzo interesującą całość, aczkolwiek w pewnym momencie zaczną oddalać się od siebie dokładnie tak, jak świeżo upieczony obrońca ludzkości zacznie oddalać się od swoich najbliższych.

Arcudi zapoznaje czytelnika z psychologią tłumu, a pewnej krytyce poddaje stymulujące masami media, specjalizujące się w wyszukiwaniu kolejnych sensacji. Ukazane zostają przeróżne konsekwencje ogromnej sławy - przede wszystkim na przykładzie rodziny Erica - jak również proces wynoszenia danej jednostki na piedestał, a następnie jej publicznego napiętnowania. Bo pan Forster staje się nie tyle superbohaterem, co swego rodzaju celebrytą. Tyle że w jego wypadku zmieszanie go przez media z błotem zdaje się być dużo bardziej na miejscu, niż gdy dzieje się to odnośnie dobrze znanych nam gwiazd. Wszakże w końcu odwraca się on przeciwko ludzkości. Zaczyna gardzić nią, a następnie niszczyć, gdyż nadludzkie moce wyolbrzymiają nie tylko jego zalety, ale i wady... (...)"

Do lektury całego tekstu zapraszam na Kolorowe Zeszyty i/lub na Splot. Za komiks dziękuję Krzysztofowi Ryszardowi Wojciechowskiemu (jego recenzję przeczytać można tutaj).

środa, 14 grudnia 2011

Super (reż. James Gunn, 2010)


Orzeźwiająca karykatura współczesnych ekranizacji komiksów superbohaterskich. Tak upraszczając. Film, wyreżyserowany przez autora kultowego w pewnych kręgach Tromeo & Juliet, składa się z elementów obecnych w Kick Ass czy Scott Pilgrim kontra świat, jednakże obdziera je z komiksowej stylizacji (no, do pewnego stopnia) i serwuje zaskakująco bezkompromisowo. Rzecz ocieka absurdem, ale ten uzasadniony jest nie samą konwencją superhero czy próbą jej wyśmiania, lecz zderzeniem jej z szarą rzeczywistością. Kto (i dlaczego) mógłby zechcieć zostać superbohaterem? Jak naprawdę wyglądałby w kostiumie? W jaki sposób walczyłby z przestępcami? Komizm i bezkompromisowość filmu Gunna wynikają przede wszystkim z tego, iż pytania te potraktowane są jak najbardziej serio. Nie ma zmiłuj.

Nie wszystko mi się podobało, ale mniejsza z tym. Dobra rzecz. Nie do końca zdrowa, piekielnie zabawna. Bardzo przekonująco pokazuje jak potężna jest autosugestia. Załóż kostium, zgub wszystkie swoje kompleksy. Rozłup kilka czaszek.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Zbrodnia, miłość i smutne zwierzęta


"Wydane w 2005 roku Why Are You Doing This? uchodzi za pierwszy wyraźny krok norweskiego artysty podpisującego się jako Jason w stronę komiksu mainstreamowego. Nie ma tu już opowiadania niemal samymi obrazami (które to po raz pierwszy są całkowicie kolorowe), bo równie ważne są dialogi, wcześniej nieobecne wcale lub ograniczane do niezbędnego minimum. Wreszcie typowa dla Jasona mieszanka komedii i tragedii wzięta została w wyraźniejszy cudzysłów, gdyż tak zwane ważkie tematy zdominował gatunek. Oto pozycja, w której autor przestaje być Busterem Keatonem świata komiksu, a staje się kimś między Alfredem Hitchcockiem a Woody'm Allenem. Powiedzmy.

Żadnym zmianom nie uległy natomiast pozostałe wyznaczniki jego stylu: minimalistyczna kreska, fabularna przewrotność oraz bohaterowie będący antropomorficznymi zwierzakami o beznamiętnych twarzach, pozbawionymi tego, co przy tego typu postaciach najbardziej powszechne - metaforycznego charakteru i automatycznego komizmu (sic!). Nawet w wersji pop twory Jasona pozostają w opozycji do kreacji ze stajni Disney'a. I chwała mu za to. (...)"


Do lektury całego tekstu zapraszam na Kolorowe Zeszyty.

czwartek, 8 grudnia 2011

niedziela, 4 grudnia 2011

Ex Drummer (reż. Koen Mortier, 2007)


Pełnometrażowy debiut Koena Mortiera, reżysera specjalizującego się wcześniej w realizacji reklam telewizyjnych, to ultra-prowokacyjny portret belgijskich nizin społecznych oraz, do pewnego stopnia, satyra na tzw. elitę intelektualną i środowisko muzyczne. Film ten, u swoich podstaw mający groteskę, a później makabreskę, jest też potwierdzeniem tezy głoszonej przez innego utalentowanego reżysera z tegoż królestwa, Fabrice'a du Welza. Tezy następującej:  Belgia to kraj mroczny, surrealistyczny, schizofreniczny i absurdalny. Dokładnie taki jest Ex Drummer. Najpierw bawi, później wali głową widza o ścianę. Następnie znowu bawi, po czym wyrzuca mózg widza przez okno, wprost pod koła przejeżdżającej ulicą ciężarówki. A wszystko w rytmie odpowiednio głośnej muzyki.

czwartek, 1 grudnia 2011

Scalped w "Kofeinie"


"Kofeina" to internetowy zin poświęcony takim dziedzinom sztuki jak poezja, fotografia czy - od niedawna też - komiks. W mającym właśnie swoją premierę najnowszym numerze opublikowany został mój tekst na temat komiksowej serii Scalped (tekst pisany częściowo pod kątem literackich i filmowych inspiracji scenarzysty serii). Znalazł się tam dzięki Michałowi Misztalowi, człowiekowi odpowiedzialnemu za komiksowy dział "Kofeiny". Za jego sprawą pojawił się tam też tekst Macieja Gierszewskiego, jak również komiksy Barbary Okrasy czy Edyty Mei. Zina można przeczytać online lub pobrać go w formacie PDF. Zabrakło jednak w nim miejsca na trzy ostatnie akapity mojej pisaniny. Pierwszy z nich dotyczył wpływu twórczości Peckinpaha i kontestacyjnego kina drogi, drugi strony wizualnej komiksu, trzeci zaś był tradycyjnym podsumowaniem. Tak gwoli ścisłości. A poniżej początek artykułu:

Scalped to najlepsza amerykańska seria komiksowa ostatnich lat – zgodnie twierdzą krytycy, czytelnicy oraz sami scenarzyści pracujący w światowej stolicy kolorowych zeszytów. Dzieło Jasona Aarona oraz R.M. Guerry wyróżnia się na tle konkurencji z kilku różnych powodów. Po pierwsze, stale balansuje gdzieś między czarnym kryminałem a uwspółcześnionym westernem*, nie popadając jednocześnie w żadną postmodernistyczną zabawę. Po drugie, gatunek jest tak naprawdę punktem wyjścia, gdyż podstawą jest nie sama fabuła, lecz charakterologia oraz niezwykle rozbudowana struktura narracyjna. Po trzecie, i co chyba stanowi największy powód sukcesu komiksu, akcja osadzona jest w środowisku współczesnych Indian. Dodaje to mu nie tylko ogromnej egzotyki, ale też nie lada powagi. Dzisiejsza sytuacja czerwonoskórych jest przecież dla amerykańskich władz kwestią dosyć kłopotliwą, media zaś wolą na ten temat milczeć. Tymczasem w Scalped kontekst społeczno-obyczajowy, polityczny i historyczny często odgrywa istotną rolę. Ale i do politycznej poprawności tu daleko. 

Akcja dzieje się w fikcyjnym rezerwacie Prairie Rose, wyraźnie jednak wzorowanym na autentycznych indiańskich „siedliskach”. Szczególnie zaś tych najbiedniejszych, charakteryzujących się niskim poziomem oświaty i opieki zdrowotnej, ogromnym bezrobociem, wreszcie wysokim wskaźnikiem alkoholizmu, narkomanii i przestępczości. Co ciekawe, właśnie w tych miejscach najbardziej pielęgnowane są dziś indiańskie tradycje. Najsłynniejszym z nich jest Pine Ridge, zamieszkany głównie przez Oglala Lakota, jedno z bardziej wojowniczych plemion Dakota, zaliczanych do legendarnej nacji Siuksów. To właśnie to plemię przewodziło największym buntom przeciwko białej ludności w drugiej połowie XIX wieku. Szczególnie zasłynęło druzgocącym zwycięstwem nad oddziałami armii amerykańskiej dowodzonymi przez nie mniej legendarnego płk George’a Custera, co miało miejsce w bitwie nad Little Bighorn w 1876 roku. Ale, jak wiadomo, historia okazała się dla czerwonoskórych okrutna. Kolonizatorzy wszelkimi możliwymi sposobami zwalczali swoich nieproszonych gospodarzy i już 5 lat po słynnej bitwie znacznej redukcji uległy nie tylko indiańskie terytoria, ale też populacje. Scalped opowiada o potomkach tych upadłych wojowników. (...)

* posiłkując się przy tym wieloma różnymi dziełami...