Tekst został napisany dla pewnej redakcji ponad rok temu, ale z nieznanych mi powodów nie doczekał się publikacji.
Rafał Szłapa może być z siebie dumny. Nie dlatego, że w ogóle udało mu się doprowadzić swoją trylogię o "krakowskim Supermanie" do końca - w możliwość czego swego czasu zwykło się wątpić - a dlatego, że zrobił to w naprawdę niezłym stylu.
Podczas recenzowania poprzednich tomów cyklu chwaliłem autora za bardzo sprawne zaadaptowanie czysto amerykańskiej konwencji na rodzimy grunt, a jednocześnie krytykowałem za kulejącą dramaturgię oraz niestaranne wyważenie składników. W przypadku "Ostatniego wyczynu" ciężko już o tak mieszane uczucia i wynikające z nich narzekanie na niewykorzystywanie tkwiącego w przygodach Blera potencjału. Tego, co było w nich najlepsze, tj. odpowiedniej swojskości, jest tu w zasadzie jeszcze więcej (choć czasem na zgoła innych zasadach), z kolei po wspomnianych mankamentach niemalże nie ma już śladu.