Jeśliby przeciwko najnowszemu filmowi Pete’a Travisa postawić na ringu Avengers i Mroczny Rycerz powstaje, pojedynek szybko zacząłby przypominać walki w stylu Tomasz Adamek vs. Andrzej Gołota. W przeciwieństwie do wspomnianych, największych zeszłorocznych hitów adaptacji komiksu, Dredd wyzbyty jest bowiem typowo hollywoodzkich ograniczeń, a tym samym zamiast głaskać po głowie – wali prosto w zęby.
„Prawo to ja.”
Nie mogło być inaczej, skoro za scenariusz odpowiedzialny jest zadeklarowany entuzjasta opowieści obrazkowych Alex Garland i skoro swój tekst konsultował on ze współtwórcą komiksu Johnem Wagnerem. Autor (znakomicie zekranizowanej przez Davida Cronenberga) Historii przemocy ponadto poprawiał napisane przez Garlanda dialogi, a te następnie trafiały jeszcze pod pióro Karla Urbana. Odtwórcy roli głównej, który do realizacji przygotowywał się w takim samym stopniu ćwicząc na siłowni, co pochłaniając w domu sterty komiksów. Rozumiał więc doskonale, dlaczego – w przeciwieństwie do Sylvestra Stallone’a – nie może w filmie ani na chwilę ściągnąć hełmu Sędziego. Wszak Dredd to czystej wody personifikacja prawa, a to, jak mówił niegdyś Wagner, nie ma przecież duszy.
Do lektury całego tekstu zapraszam na łamy Edycji Limitowanej.