środa, 6 lutego 2013

Drogówka (Wojciech Smarzowski, 2013)

Niniejszy tekst jednocześnie opublikowany też został na łamach portalu E-Splot.


W 2009 roku, po festiwalu w Gdyni, kiedy to pierwszy raz od lat wyświetlono aż kilka naprawdę godnych uwagi filmów, pojawiły się głosy, iż oto odradza się wreszcie kino polskie. Jak wiadomo, za jeden z tego dowodów służył znakomity Dom zły. W następnych sezonach z tą jakością bywało już różnie, ale rok 2012 okazał się dla rodzimej X Muzy udany. Nie, żeby miał zaraz obfitować w arcydzieła, ale - jeśli nie liczyć W ciemności - niejako od premiery filmu właśnie tej wagi się rozpoczął. Znaczy się od (kinowej) premiery Róży. Minął kolejny rok i przyszła wreszcie pora na Drogówkę. W międzyczasie przybyło Smarzowskiemu konkurencji, ale, jak się okazuje, nawet mimo nieco słabszej niż wcześniej formy, w dalszym ciągu nikt nie może się z nim u nas równać.

"Pośród ciemności i manipulacji
Pod presją ciągłej indoktrynacji
Jest taka zasada, nie każdy ją zna
Wolność zaczyna się tam, gdzie kończy się strach"

Akcja Drogówki rozgrywa się niemal wyłącznie w Warszawie - przy której portretowaniu autor posiłkował się powieścią Zły Leopolda Tyrmanda - jednakże nie wiadomo tak naprawdę kiedy. Technologia (wszechobecne kamery czy modne smartfony), a także odniesienia do wydarzeń ciągle jeszcze świeżych (afera korupcyjna w PZPN) wskazują na czasy dzisiejsze. Ale już zastane zwyczaje czy choćby scena papieskiej pielgrzymki wskazują raczej na początek ubiegłej dekady. Niespodziewany miks teraźniejszości z przeszłością nie jest jeszcze wyraźnym zaznaczeniem umowności filmu. W wypadku pozostałych rozwiązań o jakichkolwiek subtelnościach mowy już nie ma.

Czwarty obraz Smarzowskiego jest bowiem tym najdosadniejszym i najbardziej gatunkowym. Na początku jawi się jako chaotyczna i - wbrew zapowiedziom - niezbyt przebojowa satyra społeczno-obyczajowa, prezentująca przede wszystkim codzienność siedmiorga policjantów personifikujących kolejne grzechy główne. W czasie aż półgodzinnej ekspozycji poznajemy ich jako bandę prostaków rozkochanych przede wszystkim w łapówkarstwie i wódce. To grupa antybohaterów, wprawdzie znajdą się wśród nich i typy całkiem sympatyczne, jak choćby wiecznie pijany Trybus (Jacek Braciak) czy seksoholik-gawędziarz Petrycki (Arkadiusz Jakubik), ale tak karykaturalne przejaskrawienie części z nich, jak i dystans, z jakim wszystkim im przygląda się reżyser, nie pozwalają, abyśmy darzyli któregoś z nich sympatią.

Wszystko zmieniać się zaczyna wraz z długo oczekiwanym zawiązaniem akcji, kiedy to na plan pierwszy wychodzi sierżant Król (Bartłomiej Topa), który to oskarżony o morderstwo dokonane podczas pewnej grubo zakrapianej nocy ucieka, aby poprowadzić śledztwo na własną rękę. Wówczas Drogówka niespodziewanie zamienia się w dramat kryminalny/thriller podszyty ostrą krytyką polityczną. Ciągle satyryczny i pełen czarnego humoru, ale też bardzo brutalny i pesymistyczny. Wraz z jego rozwojem okazuje się, iż wszystkie kluczowe dla intrygi motywy i postaci poznaliśmy tak naprawdę już w ekspozycji. Wówczas też Smarzowski pozwala nam się wreszcie zbliżyć do swoich bohaterów, aby w przepełnionym gnojem, rozkładającym się świecie ukazać nam ich ludzkie oblicze.


"Jesteś odpadkiem bardzo niebezpiecznych
Zachodzących co dzień procesów spolecznych
Jesteś grzechem, a także wyrzutem sumienia
Konieczną zmianą, która nic nie zmienia"

Specyficzna, wcale efektywna konstrukcja scenariusza przywodzi na myśl duńskiego Pushera (1996) w reżyserii Nicolasa Windinga Refna. I tu i tu chaotyczny zlepek przeróżnych sytuacji przeobraża się w prostą, klarowną opowieść, a wedle pewnej hitchcockowskiej teorii - wraz z nagłymi kłopotami zaczynamy kibicować obojętnemu nam wcześniej bohaterowi (zwłaszcza, że - równie nagle - z pewnego powodu okazuje się postacią pozytywniejszą od pozostałych), który zmuszony jest stale ukrywać się i uciekać. Autor nie szczędzi mu też kolejnych ciosów, a te bywają tak samo nieprzewidywalne, co bolesne, skoro podparte są prawdziwie mistrzowską dramaturgią.

U jej podstaw leży zwykle narracja subiektywna, a znacznie wspomagają ją jeszcze rozwiązania formalne, które sprawiają, iż najnowszy film twórcy Wesela zdaje się być tym najdynamiczniejszym, choć przecież tempo opowiadania nie jest wcale szybsze niż wcześniej. Dramatyzm historii tkwi więc nie tylko w samych budujących ją wydarzeniach i punktach zwrotnych. Tworzą go także niepokojąca, cokolwiek agresywna muzyka autorstwa Mikołaja Trzaski (jakże inna od jazzowych szaleństw z Domu złego czy, tym bardziej, westernowych kompozycji z Róży), a także bardzo szybki montaż Pawła Laskowskiego. Ten ostatni częstokroć podyktowany jest wstawkami z filmików zarejestrowanych kamerami przemysłowymi, telefonami komórkowymi czy smartfonami. Rola tego typu nagrań jest tym razem większa, niż w dwóch pierwszych filmach kinowych Smarzowskiego. Tutaj są to bowiem narzędzia służące przede wszystkim kontroli - głównie poprzez szantaż - danych jednostek. To w zawartych w nich obrazach sierżant Król desperacko szukać będzie odpowiedzi na kolejne pojawiające się w trakcie jego wędrówki pytania.

Prowadzone przezeń śledztwo zatacza coraz szersze kręgi, a on sam z bohatera próbującego wyłącznie oczyścić się z zarzutów staje się swego rodzaju buntownikiem, przypominającym postać porucznika Mroza z Domu złego. Zresztą spośród wszystkich dokonań Smarzowskiego właśnie do tego filmu Drogówce najbliżej. Wszak oba tytuł garściami czerpią z szeroko pojmowanego kina policyjnego, są prawie tak samo groteskowe, obskurne, a wreszcie antysystemowe i wręcz nihilistyczne w wymowie.


"Jesteś krzykiem rozpaczy wśród tłumu niemych
I ostrym spojrzeniem wśród ociemniałych
Strachem dla silnych, odwagą dla tchórzy
Psem na smyczy, co nikomu nie służy"

W świecie przeżartym przez korupcję, gdzie etyka jawi się jako jakiś ledwie pamiętany mit, gdzie podstawą egzystencji jest hipokryzja i ucieczka od szarej codzienności w morze wódki i krainę rozpusty, światełko w tunelu nie może być zbyt jasne, aby historia nie popadała w naiwność i banał. Skoro więc ta jest tak angażującą, nie mogło obyć się bez wspomnianej wcześniej, dystansującej odbiorcę umowności. Ta niestety jednak bywa nie tylko zdrowa, ale też zwyczajnie efekciarska. Bynajmniej nie za sprawą podpierania się schematami kina gatunków. Reżyser od lat bywa oskarżany o epatowanie przemocą i wulgarnością, tyle że wcześniej tego typu zarzuty nie miały tak naprawdę uzasadnienia. Tutaj zdarza się już, iż są jak najbardziej na miejscu.

Teoretycznie hektolitry alkoholu oraz galeria cycków i dup dobrze wpisują się w na poły turpistyczny pejzaż odmalowany przez artystę, jednakże ten czasem mnoży ilustrujące je sytuacje bez opamiętania. We wracającym z papieskiej pielgrzymki autobusie nie upija ledwie kilku policjantów, lecz niemalże wszystkich, "kurwami" rzuca na lewo i prawo poprzez usta co drugiej postaci, a wspomnianą galerię czyni w pewnym sensie niemalże nieskończoną. Zanadto stara się szokować lub może raczej podobać się entuzjastom nieuzasadnionej wulgarności. W scenach takich jak ta, w której zamiast ograniczyć się do ukazania prostytutki miłującej oralnie policjanta, to jeszcze chętnie pokazuje jak ta wypluwa już po akcie spermę, treść znika przecież w cieniu taniego efektu.

Fragmenty tego typu mówią o niebezpiecznym konwencjonalizowaniu się artysty, wskazują na to, iż mimo ciągle imponującego rzemiosła, stracił nieco wyczucia lub po prostu zaczął silić się na swego rodzaju atrakcyjność. Całe szczęście, mimo okazjonalnego strzelania sobie w stopę, Drogówka zbyt dużo ma do zaoferowania (do wspomnianych wcześniej walorów dodajmy choćby wspaniałe aktorstwo i świetny pomysł, aby w licznych rolach drugo- i trzecioplanowych obsadzić znane twarze, dzięki czemu postaci te w swoim natłoku nie popadają w zapomnienie). Zbyt dużo dobrego, ażeby oceniać ją wyłącznie przez pryzmat fragmentów nazbyt prowokacyjnych. Po seansie znowu więc mamy gigantycznego kaca, którego, paradoksalnie, wcale nie chcemy wyleczyć. A przynajmniej nie powinniśmy chcieć. To film, który za dużo i zbyt szczerze mówi nam o nas samych, byśmy mogli na to pozwolić.

"Zanim ręce opadną, a nadzieje wygasną
Zamiast walczyć z rzeczywistością
Próbuj tworzyć własną"

16 komentarzy:

  1. Koniecznie muszę na Drogówkę się wybrać. Ciągle mam pewne obawy, czy aby Smarzowski swą konsekwencją nie zacznie wreszcie przynudzać, ale mam nadzieję, że jeszcze nie tym razem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś już się niestety zaczyna w tej kwestii psuć, aczkolwiek bardzo wysoki poziom ciągle zachowany.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mariuszu (którego komentarz gdzieś zniknął, ale może lada moment powróci na swoje miejsce), a cóż takiego płytkiego i tendencyjnego w "Domu złym"?

    OdpowiedzUsuń
  4. Film widziałem już parę lat temu i właśnie tak go zapamiętałem. Wszyscy wokół mówili, że film jest realistyczny, że tak właśnie było, ale reżyser jednak mnie nie przekonał (już bardziej Wajda w "Katyniu" mnie przekonał "że tak właśnie było" :D), obraz polskiej wsi z czasów PRL-u wydał mi się karykaturalny, pełen pijaków i głupców (jak to zwykle w polskim kinie), postacie i fabuła stereotypowe, ubogie i przewidywalne (więc jako thriller też się nie sprawdził, bo napięcia za grosz tu nie było). Jedynie aktorstwo bardzo dobre, bo aktorzy z banalnych postaci wyciągnęli maksimum.
    A tendencyjny to jest chyba każdy film Smarzowskiego, bo reżyser ma tendencję do szokowania publiczności za wszelką cenę (ponoć apogeum osiągnął w "Róży"), a w "Domu złym" dochodzi jeszcze skłonność do wyciągania na wierzch brudów, nie szukając żadnych pozytywów :) Nie podobał mi się ten film i już.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ to jest jedna wielka karykatura. Dramat groteskowy, bo satyryczny. Rozwiązania typowe dla kina gatunków nie są celem samym w sobie, celem jest idąca daleko poza fabułę metafora. A że Smarzowski jest pesymistą... No cóż, zawsze zamiast jego filmu można sobie obejrzeć "Amelię" :)
    W każdym razie nie ma tam realizmu, bo i nie miało być. Jest prawda tkwiąca w przejaskrawionych wydarzeniach. Ja nie przypominam sobie drugiego takiego (zbudowanego z tych wszystkich elementów) filmu polskiego. No, do czasu "Drogówki".
    "Róża" to, powiedzmy to sobie wprost, rzeź. Ale jak najbardziej uzasadniona (piekło wojny), już całkowicie na poważnie, bez groteski i - uwaga, uwaga - ukazująca widzowi także to, co dobre. Miejscami subtelne to i liryczne, a ostatecznie w takim samym stopniu straszne, co piękne. Serio. No i - co może zachęci Cię kiedyś do seansu - film podparty jest archetypami westernu. Od fabularnego punktu wyjścia po samego bohatera. Stuprocentowo pozytywnego.
    Smarzowski nie ma tendencji do szokowania na siłę, skoro to pojawiło się dopiero w "Drogówce". Wcześniej wszystko miało swoje powody i reżyser opierał się na sugestywności, nie dosłowności.
    To jeden z posiadaczy najwyraźniejszych charakterów pisma w historii kina polskiego, przy tym jako jedyny tak bardzo celujący w brud i brzydotę. I właśnie dlatego tak łatwo jego twórczość trywializować.

    OdpowiedzUsuń
  6. To nie jest tak, że nie lubię filmów pesymistycznych, nie lubię tylko jednostronności, a Smarzowski wygląda mi na twórcę, który widzi tylko jedną stronę medalu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gość celuje w to, co mu się nie podoba, co postrzega za złe. Wytyka to palcami i krzyczy do widza. Taką sobie artystyczną drogę obrał, so sorry! Inna sprawa, że nie do końca jest tak, jak piszesz, to krzywdzące uogólnienie (i uproszczenie). Zobacz sobie "Wesele", a będziesz, jak zgaduję, mocno zaskoczony.

    OdpowiedzUsuń
  8. Oglądałem "Wesele" i mi się podobało. Moja powyższa wypowiedź odnosiła się przede wszystkim do "Domu złego", więc faktycznie jest to uproszczenie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Muzyka z "Róży" inspirowana była tą z "Prawa i pięści". Taki jeszcze jeden westernowy trop na zachętę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zastanawiałem się wieczorem jaki film obejrzeć i nie mogąc się zdecydować na coś konkretnego postanowiłem oblukać "Różę". Przyznaję, że mnie zachęciłeś, choć niekoniecznie tą uwagą o muzyce, bardziej tym wcześniejszym komentarzem. Ale nie bez znaczenia był też fakt, że film trwa zaledwie półtorej godziny, dzięki czemu udało mi się znaleźć czas. Nie żałuję, to bardzo dobre kino, poruszające i dające do myślenia, na pewno najlepszy film Smarzowskiego z tych trzech, które widziałem. Faktycznie momentami jest subtelny, ludzkie okrucieństwo jest tylko tłem, bo w dużej mierze jest to historia miłosna. Główny bohater stuprocentowo pozytywny, ale i porządnie siekierą potrafi przyłożyć, by zabić (a że jego ofiary to gwałciciele i sadyści to jego zachowanie wydaje się w pełni uzasadnione). Archetypy westernu są tu faktycznie obecne. Dla mnie jest to kino o niebo lepsze niż "Dom zły".

    OdpowiedzUsuń
  11. Właśnie wróciłem z kina i od razu tu zajrzałem, bo wiedziałem, że coś tu znajdę:D

    Kurcze..."Zanadto stara się szokować lub może raczej podobać się entuzjastom nieuzasadnionej wulgarności. W scenach takich jak ta, w której zamiast ograniczyć się do ukazania prostytutki miłującej oralnie policjanta, to jeszcze chętnie pokazuje jak ta wypluwa już po akcie spermę, treść znika przecież w cieniu taniego efektu."

    Szkoda, że nie zostałem obdarzony taką elokwencją, bo wiele moich zeszłorocznych zarzutów wobec Róży mógłbym skwitować podobną wypowiedzią. Właśnie tego nie lubię u Wojciecha i to już było w Róży, a w Domie złym jeszcze nie w takim stopniu...
    Tak czy inaczej Drogówka przypadła mi do gustu dużo bardziej, dlatego, że jest jedna zasadnicza różnica między tym filmem a Różą. Uważam, że Drogówka to film potrzebny, a Róża nie.

    Pozdrawiam, Twój przyjaciel Szymon
    i nie gniewaj się, nie jestem chujem:*

    OdpowiedzUsuń
  12. Obawiam się, że nic by to nie zmieniło.

    Moim zdaniem "Róża" jest równie potrzebna, bo porusza mocno przemilczany temat.

    Jak to nie jesteś?!

    OdpowiedzUsuń
  13. Ta piosenka "Dezertera" została wykorzystana w filmie, czy to twój pomysł, żeby jej tekst wpleść w recenzję? Pytam, bo nie wiem komu winszować znakomitego konceptu - Smarzowskiemu czy tobie. Szkoda, że byłeś w kinie, teraz nie mam już z kim pójść, a zamierzałem.

    OdpowiedzUsuń
  14. Swoją drogą tak se słucham właśnie innych kawałków Dezertera i jest to zacna muza, jakkolwiek tendencyjna tekstowo. Masz nagrania? Na pompę akuratnie.

    OdpowiedzUsuń
  15. To mój pomysł, dzięki:)

    Nagrań obecnie nie mam, ale to nie problem.

    OdpowiedzUsuń

anonimie, podpisz się