sobota, 7 lutego 2015

John Carpenter i muzyka do nieistniejących filmów


Fallen, Mystery, Abyss, Purgatory, Night. Oto przykładowe tytuły utworów, jakie wypełniają "debiutancką" płytę dawnego mistrza horroru i S-F. Tytuły z jednej strony niby konkretne, mówiące wiele o charakterze przynależnych im melodii i dźwięków, z drugiej brzmiące do bólu uniwersalnie, by nie powiedzieć, że pusto. Ale tym sposobem stanowiące wyraźny drogowskaz: oto przed nami studnia, do której wrzucić (i z której wyłowić) można wszystko, co tyko ma cokolwiek wspólnego z grozą. Lost Themes to bowiem jedyny w swoim rodzaju kinofilski prezent, jaki John Carpenter sprawił swoim fanom. "To album dla filmów, które rozgrywają się w Twojej wyobraźni - wyjaśniał autor genialnego The Thing. - Każdy ma jakiś film w swojej głowie. Weź mój album, włącz go, zgaś światło, usiądź, słuchaj i fantazjuj. Zobacz film, który w Tobie tkwi. Mój album to jego ścieżka dźwiękowa".

środa, 4 lutego 2015

Quentin Tarantino. Rozmowy

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Axis Mundi.


Od hongkońskiego kina gangsterskiego we Wściekłych psach, po kung-fu, chanbarę i spaghetti western w Kill Bill. Od blaxploitation w Jackie Brown, po slasher, a poniekąd i klasyczne exploitation w Death Proof. "Wszystkie moje filmy to pulp fiction" - mówił Tarantino w połowie lat 90., a powszechnie pogardzane "filmy gorszej kategorii" po raz pierwszy w historii zyskiwały tak utalentowanego i zarazem wyszczekanego rzecznika w świecie amerykańskiego kina. To zaś spowodowało, że fani pulpy zaczęli doszukiwać się wszelakich wpływów "kina śmieciowego" w twórczości tego krzykliwego postmodernisty. Skoro Quentin jest maniakiem spaghetti westernu, to czy kontrowersyjna scena odcinania ucha we Wściekłych psach została zaczerpnięta z Django? Skoro Quentin tak ceni sobie twórczość Mario Bavy, to czy konstrukcja Pulp Fiction nie jest przypadkiem wzorowana na tej z Black Sabbath? Czy postaci Julesa i Vincenta powstały na bazie duetu płatnych zabójców z poliziottesco pt. The Italian Connection? Czy w żyłach tego błyskotliwego cwaniaka zamiast krwi płynie rozpuszczona taśma celuloidowa?

czwartek, 22 stycznia 2015

Alleluia. Kino przeklęte

Poniżej tekst autorstwa Grzegorza Fortuny, który, jak szumią wierzby, już zostanie na pokładzie Kinomisji i będzie jej drugim pilotem.



Gdyby chcieć pokusić się o wyłuskanie jakiejś dominanty tematycznej najważniejszych filmów minionego roku, byłoby nią prawdopodobnie zwątpienie. Choćby zwątpienie w możliwość całkowitego pokonania traum z przeszłości (Babadook), poradzenia sobie z nałogiem (Wróg) lub ukarania zła (Wolny strzelec), ale też, szerzej, zwątpienie w sens jakichkolwiek ludzkich działań. Zwątpienie w dobro lub po prostu w człowieka sensu stricto. Trudno się dziwić, że tego typu wątek pojawił się u braci Coen, którzy w Co jest grane, Davis? zaciskają wokół szyi bohatera fabularną pętlę, a potem pokazują widzowi, że męcząca tułaczka była tak naprawdę drogą z miejsca A do miejsca... A. Jednak filmów przepełnionych niepewnością (lub wręcz niewiarą) było przecież znacznie więcej, by wymienić tylko Zaginioną dziewczynę, w której David Fincher najpierw zachęca nas do zaufania narratorowi, a potem otwarcie się z tej naszej łatwowierności nabija. Moim ulubionym – bo najbardziej niespodziewanym – przykładem jest jednak Godzilla Garetha Edwardsa. Oto blockbuster dla nastolatków (przynajmniej w teorii), przedstawiający ludzi jako żałosne robaczki, które w dodatku bez przerwy potykają się o własne odnóża, blockbuster mający przy tym więcej wspólnego z twórczością Lovecrafta niż z szeroko pojmowanym kinem wakacyjnym.

środa, 14 stycznia 2015

2014

Alleluia

Zeszły rok zaczął się u mnie do bólu zwyczajnie, aby okazać się okresem definiowanym w pewnym sensie zabawnymi "punktami zwrotnymi". W następstwie pierwszego z nich - zepsucia się laptopa przed wyjazdem za granicę - przez cztery długie miesiące prawie nie wiedziałem, co to znaczy obejrzeć sobie film. No i musiałem przestać pisać swoją książkę o spaghetti westernie. A tyle, co zacząłem ją pisać od nowa. W każdym razie, powstałych wówczas zaległości oczywiście nie nadrobiłem, a myślę, że rok 2014 był naprawdę zajebisty w świecie X Muzy. Nie przypominam sobie, abym we wcześniejszych latach miał przyjemność tak często trafiać na co najmniej dobre i z różnych powodów bardzo ciekawe nowe produkcje. Przede wszystkim wreszcie wypłynęło trochę tytułów, na które bardzo czekałem i które stanowią prawie połowę moich największych zeszłorocznych faworytów. Na sto banków byłoby ich jeszcze więcej, ale niestety dokument o wszystko mówiącym tytule Eurocrime! The Italian Cop and Gangster Films That Ruled the '70s Mike'a Malloya póki co dorwać można tylko w USA, bluesowe, poświęcone "problemowi indiańskiemu", Rhymes For Young Ghouls Jeffa Barnaby'ego póki co dorwać można tylko w USA i Kanadzie, inspirowane pulpową włoszczyzną The Duke of Burgundy Petera Stricklanda jeszcze nie doczekało się swojej poza-festiwalowej premiery, a stanowiący komercyjne oblicze mistrza "alternatywnego horroru" Fabrice'a Du Welza Colt 45 ciągle nie wyszedł poza Francję. Rzecz jasna, nie ma tego złego - pierwsi mocni kandydaci na ulubione filmy roku 2015 już są.