czwartek, 18 listopada 2010

"Van Diemen's Land" reż. Jonathan Auf Der Heide (2010)

Uwaga, traumatyczne kino. Autentyczna historia ucieczki grupki skazańców z brytyjskiej kolonii karnej w Australii 1822 roku. Z deszczu pod rynnę, czyli z czyśćca do piekła. Skazańcy błądzą po tasmańskiej dziczy, ich ucieczka zdaje się nie mieć końca. Szybko dochodzi między nimi do kolejnych konfliktów, a w końcu kończy się ukradzione z kolonii jedzenie. Boją się iść dalej, ale boją się też wrócić - Byłem świadkiem, jak pewien chłopak dostał 200 batów. Po pierwszych stu widać było jego kręgosłup. Dlatego drugie sto musieli wymierzyć mu w tyłek. Krew leciała jak z kranu. Nigdy więcej nie próbował uciec. Część z nich decyduje, że trzeba wybrać kogoś. By go zabić i zjeść. Bo przecież inaczej nie przeżyją, a już ledwo chodzą. Kiedy siekiera zostaje wbita w głowę wybrańca, wiemy że tylko kwestią czasu jest zamordowanie kolejnego.

sobota, 13 listopada 2010

Galeryja #2: Zbieg z Alcatraz a.k.a. Point Blank


Polskie tłumaczenie tytułu jest tak samo trafne, jak i mylące. Pozornie jest to proste jak drut kino zemsty, w rzeczywistości coś dużo więcej. Głównym bohaterem jest gangster nazwiskiem Walker, który za namową pewnego przyjaciela odwiedza dawno nieczynne już więzienie na wyspie Alcatraz. Tam (wraz z żoną Walkera) dokonują mordu i rabunku na innych gangsterach, którzy Alcatraz zwykli wykorzystywać jako miejsce nielegalnych transakcji. Jednak w trakcie dzielenia łupu bohater zostaje wyrolowany, i przez przyjaciela i przez własną żonę - częstują go kilkoma kulkami, po czym zostawiają umierającego i uciekają z ukradzionymi pieniędzmi (sic!). Mija rok czasu i Walker wraca do Los Angeles, gdzie zamierza odzyskać pieniądze, a zdrajców ukarać. Ale co, jeśli nigdy nie opuścił Alcatraz, bo tej feralnej nocy wcale nie przeżył?

środa, 10 listopada 2010

Gangsterzy vs. zombie, czyli dwie twarze postmoderny


Śmieszna sprawa z tym postmodernizmem. Jest wszędzie, cała popkultura się na nim opiera, ale ciągle tak samo trudno go zdefiniować. Jest jak mikrofalówka – większości jej użytkowników nie interesuje jak działa, czy że (cytując postać z Od zmierzchu do świtu) żarcie z niej zabija szybciej niż kula. Ważne, że odgrzewa nam kolejne dania. Podobno na jakiejś imprezie ktoś wsadził do niej kromkę chleba pokrytą papierem toaletowym, serem żółtym i zapałkami. I choć niestety do żadnego wybuchu nie doszło, to wszyscy byli zadowoleni. Wystarczył sam fakt utworzenia takiego dania. Ale co by było, gdyby taka zapiekanka się zapaliła, jak sobie tego pijani kucharze życzyli?  Albo gdyby była później nie tylko jadalna, ale też naprawdę smaczna? W kinie jest to możliwe, a nawet – o zgrozo - w telewizji. W tym drugim medium jest to obecnie nawet bardziej prawdopodobne. Tyle, że granica między progresem a regresem okazuje się dosyć cienka.


czwartek, 4 listopada 2010

Galeryja #1: Palacz zwłok


Czeski quasi-horror w reżyserii Juraja Herza, rocznik 1969. Film początkowo przypomina coś w rodzaju komediodramatu z dziwnie niepokojącą atmosferą i eksperymentalnym montażem śmierdzącym fascynacją co niektórymi obrazami Jean-Luka Godarda. Jest jak walec - jedzie powoli, miażdży konsekwentnie. Gdy fabuła się w pełni rozkręca, to nie ma zmiłuj. Upiorna opowieść o chorym psychicznie pracowniku krematorium mającym obsesję na punkcie śmierci. Subiektywna narracja, psychodeliczna muzyka i poetyka snu. No i zaskakująco ważne tło społeczno-historyczne (konformizm - nazizm - Holocaust).

wtorek, 2 listopada 2010

Człowiek pogryzł psa (reż. Andre Bonzel, Benoit Poelvoorde i Remy Belvaux, 1992)


A filmowiec pogryzł widza. Jeden z bardziej kontrowersyjnych filmów lat 90., w niektórych krajach zakazany, co niekoniecznie dziwi po jego obejrzeniu. Dziejący się w abstrakcyjnej rzeczywistości przypominającej świat Mechanicznej pomarańczy, obraz ten kapitalnie udaje kino dokumentalne. Skromna, składająca się z reżysera, operatora i dźwiękowca ekipa filmowa dokładnie rejestruje kolejne poczynania Bena będącego seryjnym mordercą, złodziejem i gwałcicielem. Pomiędzy dokonywaniem kolejnych pomysłowych napadów, opowiada on o swoim życiu, recytuje wiersze, odwiedza wernisaże i zapoznaje nas ze swoją kochającą rodzinką. Zidiociały snob i szpaner, który bezwzględną (i beztroską) przemoc czyni obiektem kultu. W przeciwieństwie jednak do Urodzonych morderców czy Funny Games, które z pewnością Człowiekiem... się w jakimś stopniu inspirowały, belgijski film jest nie do końca udaną satyrą. Bo jego autorzy okazują się niemal tak samo ślepi, jak wielbiciele ekranowej posoki, których tu wyśmiewają. Stawiając na usilne szokowanie drastycznością zdają się brnąć w ślepy zaułek, gdzie wieje hipokryzją i pretensjonalnością.