poniedziałek, 27 czerwca 2011

Małe kino #5: W szponach sexu (reż. Julian Józef Antonisz, 1969)



O czym się już dziś chyba za bardzo nie pamięta, przez wiele lat drugiej połowy XX wieku Polska była ceniona w Europie jako kraj, z którego pochodziło wielu uzdolnionych twórców filmu animowanego, szczególnie jego awangardowej odmiany. Jednym z czołowych przedstawicieli tzw. Polskiej Szkoły Animacji był właśnie Antonisz (a tak naprawdę Antoniszczak). Wprawdzie nigdy nie odniósł takiego międzynarodowego sukcesu jak Walerian Borowczyk czy Zbigniew Rybczyński, ale po dziś dzień pozostaje jednym z najciekawszych rodzimych artystów w tej dziedzinie kina. A tak osobiście, to mój absolutny numer 1*.

Zasłynął przede wszystkim jako twórca filmów non-camera, czyli obrazów tworzonych bezpośrednio na taśmie filmowej, bez użycia kamery. Ale zanim do tego doszło, miał już na koncie trochę udanych rzeczy (dziś najbardziej kojarzony jest ze wspaniałym Jak działa jamniczek). I właśnie z tego pierwszego okresu twórczości pochodzi satyryczna komedia W szponach sexu, będąca dziwaczną mieszanką filmu aktorskiego i animacji. Urocza, zabawna, szalona, przede wszystkim jednak całkowicie "życiowa". Prędzej czy później na pewno jeszcze jakieś jego dzieło się tutaj pojawi. A póki co: smacznego.

* Nie żebym znał wszystkich.

sobota, 25 czerwca 2011

Blood and Black Lace (reż. Mario Bava, 1964)


Choć za pierwszy film giallo w historii uchodzi wcześniejsze dzieło Bavy, Dziewczyna, która wiedziała za dużo, to właśnie Krew i Czarna Opaska, będąc nad wyraz udaną hybrydą brutalnego thrillera i czarnego kryminału, stała się wzorcowym obrazem kształtującego się dopiero nurtu*. Film, chociaż dziś już dosyć zapomniany, odegrał istotną rolę we włoskim kinie gatunkowym, czego może najlepszym przykładem będą młodsze o dekadę obrazy Dario Argento - jak Głęboka czerwień i Suspiria - wyraźnie się Krwią... inspirujące. Jest to wreszcie film, który każe mi się zastanowić nad tym, co powstało jako klasa B, a co powinno się klasą B określać. Co bowiem z tego, że dany tytuł posiada jej charakterystyczne cechy - od niskiego budżetu znacząco wpływającego na ostateczny efekt, przez "gatunkową niszę", po maksymalną dosadność i przesadę, które zwykło nazywać się kiczem - skoro posiada przy tym niewątpliwą "artystyczną jakość", która niemal wszystkie minusy jest w stanie zneutralizować?**

piątek, 24 czerwca 2011

Czarne święto (reż. Mario Bava, 1963)


Nie ma chyba lepszego momentu na napisanie recenzji tego tytułu, jak ten właśnie teraz, gdy mimo letniej pory roku nastaje zimny wieczór, gdy krople deszczu coraz częściej uderzają o okno, naprzeciw którego siedzę, gdy grzmoty zbliżającej się burzy biją w niebo coraz mocniej, a komputer, na którym właśnie piszę, działa coraz wolniej; psuje się nie wiedzieć czemu i wszystko wskazuje na to, że lada chwila się wyłączy. I wtedy też zapewne zgaśnie światło lampy oświetlającej mój pokój, chwilę później z kuchni rozlegnie się hałas bitych naczyń, a kiedy do niej pójdę, by sprawdzić co się dzieje, z niewiadomego źródła włączy się nagle jakaś kiczowata muzyka zwiastująca zbliżające się niebezpieczeństwo. Lub chociaż demoniczny śmiech jakiegoś upiora. W przeciwnym razie będę bardzo zawiedziony.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Fragment: Kalwaria



Chciałbym, żeby blog był trochę bardziej regularny. W związku z tym w każdy poniedziałek pojawiać się tu będzie jakiś Fragment, Galeryja lub Małe kino. Na zmianę.
Fragment, czyli jakaś scena lub sekwencja z danego filmu. Bo myślę, że czasem zobaczenie czegoś takiego jest bardziej przekonujące do seansu od recenzji. A przynajmniej ze mną tak bywa. Zaczynam od belgijskiego horroru pt. Kalwaria, gdyż właśnie ten film w ciągu kilku miesięcy polecało mi trochę osób, ale dopiero gdy zobaczyłem powyższą scenę, postanowiłem go czym prędzej obejrzeć. Tak na wszelki wypadek ostrzegam, że jest rzeczą dużo poważniejszą niż mogłoby to się po przedstawionym tu fragmencie wydawać. Ale fajnie oddaje jej mocno postrzelony charakter. Mam nadzieję, że kogoś zachęci do seansu. To świetny film.
Więcej o twórczości jej autora, Fabrice'a Du Welza, pisałem jakiś czas temu tutaj.

PS: Podobno scena ta była inspirowana tańcem z Salta Tadeusza Konwickiego.

sobota, 18 czerwca 2011

"Stać się nieśmiertelnym i umrzeć" - czarne kino Jean-Pierre'a Melville'a

Do utraty tchu

Jean-Pierre Melville - ojciec kina autorskiego, prekursor Nowej Fali, później też postmodernizmu. Wiecznie zapatrzony w kino noir cierpiał na istną amerykanofilię, jednakże nie kopiował, a twórczo przekształcał zagraniczne wzorce. Zasłynął głównie jako twórca jedynej w swoim rodzaju reinterpretacji czarnego kina, regularnie posługując się umownością sztuki filmowej. Jego twórczość przedstawia zniszczone światy, których opustoszałe ulice przemierzali kolejni życiowi wykolejeńcy. Ich tragiczne losy umieszczał przeważnie w ramach efektownego kina gatunków, czyniąc je jednak stonowanym, ironicznym, zniuansowanym. Większość snutych przez niego opowieści to wykładnie filozofii egzystencjalizmu.

niedziela, 12 czerwca 2011

Galeryja #6: Porn Versions of Classic Films!


Po raz drugi (chyba ostatni) wrzucam trochę szalonej twórczości amerykańskich dowcipnisiów skupionych wokół strony Something Awful. Gwoli ścisłości galeria nie przedstawia plakatów porno-parodii danych klasyków, lecz porno-parodystyczne plakaty danych klasyków. Niektóre są dosyć "okrutnymi" żartami ze strony autorów, ale wrzucam tylko część. Wszystkie zobaczyć można tu oraz tu. Kliknij na plakat, by zobaczyć go w większej wersji. Na własną odpowiedzialność (prostactwo gwarantowane).

czwartek, 9 czerwca 2011

Generation Kill (reż. Susanna White i Simon Cellan Jones, 2008)


W jednej ze swoich najbardziej krytykowanych powieści - Za rzekę, w cień drzew - Ernest Hemingway napisał: "W naszym wojsku musisz być posłuszny jak pies. (...) Zawsze ma się tylko nadzieję, że się dostanie dobrego pana". Słowa te spokojnie mogłyby posłużyć za motto Generation Kill, kolejnej świetnej telewizyjnej produkcji "dziennikarskiego" duetu David Simon i Ed Burns. Jak zwykle jest to adaptacja powieści reportażowej, tym razem jednak nie spod ich pióra, lecz autorstwa reportera magazynu Rolling Stone. Evan Wright, bo tak się owy pan nazywa, spędził w Iraku wraz z żołnierzami piechoty morskiej słynne 21 dni 2003 roku. Bo tyle trwała amerykańska inwazja na "kraj tyranii"; inwazja, która "uwolniła" świat od mitycznego widma zagłady planowanej przez Saddama Husajna. Tematem Generation Kill nie jest jednak zakłamanie amerykańskiego rządu czy realność zagrożenia, jakie Husajn podobno stanowił, lecz wszystko to, co towarzyszy ludziom na wojnie. Z niedorzecznościami regulaminu wojskowego na czele.

niedziela, 5 czerwca 2011

The Corner (reż. Charles S. Dutton, 2000)


Ex-dziennikarz śledczy David Simon oraz z ex-detektyw baltimorskiego wydziału zabójstw Ed Burns spędzili rok czasu w murzyńskim getcie dokładnie poznając jego społeczność oraz rządzące nim reguły narkotykowej wojny. Skupili się na pewnej dysfunkcyjnej prawie-rodzinie. Jej głową był Gary, dojrzały mężczyzna od lat uzależniony od heroiny i mieszkający w piwnicy swoich rodziców. Jego żoną była Fran, równie uzależniona matka dwójki synów, mieszkająca wraz z nimi oraz grupką zaprzyjaźnionych narkomanów w zdezelowanym mieszkaniu. Młodszy z synów całe dni spędzał tylko przed telewizorem. Starszy całe dni spędzał na winklu trudniąc się pracą narkotykowego handlarza. Owocem obserwacji Simona i Burnsa była powieść reportażowa pt. The Corner: A Year in the Life of an Inner-City Neighborhood. 6 lat później dołączył do nich scenarzysta i producent David Mills i wspólnie stworzyli jej ekranizację w formie sześciogodzinnego mini-serialu zrealizowanego dla stacji HBO.

czwartek, 2 czerwca 2011

Małe kino #4: Drżące Trąby (reż. Natalia Brożyńska, 2010)



To tak z okazji wczorajszego Dnia Dziecka. Niecałe 4 minuty animacji autorstwa młodziutkiej studentki łódzkiej filmówki. Filmik robi ostatnio oszałamiającą karierę na YouTube (i nie tylko), co wcale nie dziwi, bo taaaki dobry jest. A tutaj krótki wywiad z autorką, który jest chyba najlepszym dowodem na to, że w sztuce najważniejsza jest intuicja... Niecierpliwie czekam na kolejne porcje szalonych pomysłów Brożyńskiej. Oby było ich jak najwięcej.

PS: Etiuda poznana dzięki Górnej Półce.