sobota, 13 listopada 2010

Galeryja #2: Zbieg z Alcatraz a.k.a. Point Blank


Polskie tłumaczenie tytułu jest tak samo trafne, jak i mylące. Pozornie jest to proste jak drut kino zemsty, w rzeczywistości coś dużo więcej. Głównym bohaterem jest gangster nazwiskiem Walker, który za namową pewnego przyjaciela odwiedza dawno nieczynne już więzienie na wyspie Alcatraz. Tam (wraz z żoną Walkera) dokonują mordu i rabunku na innych gangsterach, którzy Alcatraz zwykli wykorzystywać jako miejsce nielegalnych transakcji. Jednak w trakcie dzielenia łupu bohater zostaje wyrolowany, i przez przyjaciela i przez własną żonę - częstują go kilkoma kulkami, po czym zostawiają umierającego i uciekają z ukradzionymi pieniędzmi (sic!). Mija rok czasu i Walker wraca do Los Angeles, gdzie zamierza odzyskać pieniądze, a zdrajców ukarać. Ale co, jeśli nigdy nie opuścił Alcatraz, bo tej feralnej nocy wcale nie przeżył?


Point Blank to bardzo nietypowa mieszanka kina sensacyjnego i awangardy. Rzeczywistość miesza się ze snem, teraźniejszość z przeszłością, a kameralność z efektownością. Najważniejsza jest tu forma, z eksperymentalnym montażem na czele (jeśli nie wierzycie, to zobaczcie np. tę zabójczą sekwencję). Ale żeby nie było - forma ściśle związana jest z treścią. Świetnie wyreżyserowany przez początkującego wówczas Johna Boormana, jednego z najciekawszych twórców amerykańskich lat 60. i 70. (słusznie stawianego w jednym rzędzie obok Lumeta, Peckinpaha czy Scorsese), film wyraźnie śmierdzi fascynacją obrazami europejskimi. Zwłaszcza tymi spod znaku francuskiej Nowej Fali (formalne eksperymenty Godarda czy Resnais) i angielskich Młodych Gniewnych (jak równie szarżującego montażowo Johna Schlesingera). Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że Point Blank to taka nonszalancka hybryda hollywoodzkiego gatunku i europejskiego artyzmu. Jak dla mnie bomba.





6 komentarzy:

  1. Ja mam zaklepany seans Pointu. a fragmencik mi się spodobał, mam skojarzenia z Królikiewiczem, tyle, że on ciut później zaczął. Ale to ta sama komódka.

    OdpowiedzUsuń
  2. widziałem Zbiega z Alcatraz, lecz zbyt dawno, by się ustosunkować do Twojej opinii

    natomiast wspomnieć chciałem o innym filmie tego pana
    o "Generale", który kilka lat temu zrobił na mnie strasznie pozytywne wrażenie (z naciskiem na pozytywne)
    do tego wciągnął i oczarował

    a z pozoru wyglądał zwyczajnie, leciał w tv o 20
    chętnie bym sobie go odświeżył

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdzieś na dniach go obejrzę na pewno. Ogólnie oglądam sobie filmy pana Boormana ostatnio, porządny twórca. Polecam też "Deliverance".

    OdpowiedzUsuń
  4. Kuźwa, przypadkowo skasowałem twój komentarz ;| (poprawiałem swoją odpowiedź) Jak chcesz to wpisz jeszcze raz. W każdym razie. odpowiedziałem ci tak:

    Klasy?[drobne spoilery] No właśnie to jest raczej dobre rozrywkowe czytadło . Główne wątki opierają się o postać postaci dziwki i kolesia ze wsi który dzięki stypendium został palentologiem i który pnie się w wyższe sfery( a pnie się głównie dzięki kasie - swoją drogą dostaje cynk i wygrywa na wyścigach:) ... ale w ryj dalej umie dać (jako i jego bracia) i nawet gwarą nawija. Londyn jest sportretowany od samych nizin i nawet jak wydaje nam się że wkraczamy na salony to szybko zostajemy sprowadzeni z powrotem do parteru, walk szczurów i wszy łonowych:).



    wg mnie Ritchie pasował by lepiej niż np Gilliam bo Gilliam już za bardzo groteskowy. I pasował by oczywiście do mojej imaginacji ze spłyconym wątkiem politycznym.

    OdpowiedzUsuń

anonimie, podpisz się