Cmentarz bez krzyży / Une corde, un Colt (Robert Hossein, 1969)
Melancholia, fatalizm i poezja, czyli spag-west po francusku.
Człowiek zwany Ciszą / il Grande Silenzio (Sergio Corbucci, 1968)
Najodważniejszy western w historii?
Django (Sergio Corbucci, 1966)
Ultimate badass motherfucker.
więcej
więcej
I rzekł Bóg do Kaina... / E Dio disse a Caino... (Antonio Margheriti, 1969)
Gotyk, gotyk i jeszcze raz gotyk.
Najemnik / il Mercenario (Sergio Corbucci, 1968)
Dobry, zły i clown.
więcej
więcej
Pistolet dla Ringa / Una Pistola per Ringo (Duccio Tessari, 1965)
Pastisz westernu amerykańskiego, miejscami bardzo bunuelowski, z humorem przywodzącym na myśl braci Marx.
więcej
więcej
Powrót Nieznajomego / Un uomo, un cavallo, una pistola (Luigi Vanzi, 1967)
Gdybym miał zrobić ranking ulubionych bohaterów spag-westu, Nieznajomy prawdopodobnie wylądowałby na miejscu pierwszym. Nie tylko ze względu na różową parasolkę.
Powrót Ringa / il Ritorno di Ringo (Duccio Tessari, 1965)
Ringo na poważnie. Romantycznie i depresyjnie.
więcej
więcej
Twarzą w twarz / Faccia a faccia (Sergio Sollima, 1967)
Ballada o bandytach (i faszyzmie).
Wyrównanie rachunków / La resa dei conti (Sergio Sollima, 1966)
Lee Van Cleef + Tomas Millian, do cholery.
więcej
więcej
Wow, nawet nie wiedziałem, że są takie filmy :D
OdpowiedzUsuńZ tych wymienionych tutaj oglądałem tylko Django, oczywiście na fali popularności nowej odsłony Tarnatino. A słyszałem o "Pistolecie dla Ringa" i "Powrocie Ringa". Reszta jest dla mnie wielką nieznajomą. Ale jak znajdę, to z chęcią zobaczę, bo spag-westerny, szczególnie te Leone, nieźle mi się wkręcają.
Pozdrawiam
Wszystkich spag-westów powstało ok. 500. Można kopać i kopać i ciągle będzie się trafiać na jakieś perły. Zwykle nieoszlifowane, ale w tym też ich urok.
OdpowiedzUsuńMoże i ja powinienem zrobić sobie taki maraton, bo ja to tak raz na miesiąc oglądam spag-westy i w takim tempie to pewnie za pięć lat dopiero ułożę Top 10 (nie mówiąc już o Top 20). Na razie na mojej liście są najsłynniejsze filmy gatunku (czyli wiadomo które). Koniecznie muszę obejrzeć ten "Cmentarz bez krzyży" - fajny tytuł i Michele Mercier, której w westernie jeszcze nie widziałem.
OdpowiedzUsuńPS. Wg filmwebu "La resa dei conti" ma polski tytuł "Colorado".
Jasne, że powinieneś. Każdy powinien;)
OdpowiedzUsuńTen tytuł jest z dupy wzięty.
Chyba we francuskiej edycji coś takiego było, ale nie jestem pewien. Tam przede wszystkim nie ma żadnego ( ani żadnej ) Colorado, w Polsce ten film nigdy, ani w TV ani na VHS nie pojawił się, tak że to faktycznie z chuja jest ten tytuł. Ja bym ,,Mercenario'' , ,,Ringa''No1 i , Cemetery without crosses '' wymienił na coś lepszego.
UsuńTego ,Strangera...'' nie widziałem, aź takie dobre , czy tylko dla tego, że w zeszłym roku widziałeś, jak ,,Cmentarz bez Krzyży'' - idealny film dla gościa, który ochlał się spag-westami chce walnąc klina.
"Ślepiec" jest dobry m.in. dlatego, że Anthony grał tak, jakby ciągle był na planie "Strangera". Zresztą film Baldiego wyglada jak nieformalna kontynuacja "Strangera", ot bohater stracił wzrok. Postać i muzyka Ciprianiego robią prawie całą robotę.
UsuńMuszę to napisać, bo ja właśnie ten film widziałem w polskiej telewizji pt. "Colorado". To było dawno, w czasach przed internetowych, szukałem takich filmów w tv jak jeleń łani.
UsuńDawno widziałem ten film, jest tam scena z kradzieżą jabłek i za to próbują powiesić bohatera? A może to był inny film o tym samy tytule? Sam nie wiem.
Nie pamiętam żadnych jabłek, pamiętam za to chęć zaciukania bohatera za rzekomy gwałt i morderstwo hmmm
Usuń@Tak to ja :
UsuńRaczej widziałeś jakiś inny film . W ,,La Resa Dei Conti' na pewno takiego motywu nie ma. Głowy nie dam, ale wydaje mi się, ze w TV to jednak nie leciało. Może z pirackiej kasety ?
Był taki western Raoula Walsha, ,,Colorado Teritory'' z lat 40-tych, szedł w telewizji wieki temu ,właśnie pt. ,,Colorado'', ale tam chyba też nie było żadnych akcji z jabłkami. To w ogóle jest westernowy remake ,,High Sierra'' ( też Walsha ).
@ Kinomisja :
,,Matalo'' miało zadatki na świetny film, ale podejrzewam, że ekipa była za bardzo ujarana i produkcja wymknęła się spod kontroli. Nie mniej jest tam parę smakowitych scen ( atak konia na bandytę katującego Castela, for example ).
A ,,Requiescant'' z Castelem i P.P.Pasolinim widziałes?
Widziałem. Fajne, choć niedorobione (dramaturgia siada miejscami -wątek siostry bohater) i muzyka paskudzi film (główny motyw zajebisty, reszta zbyt różnorodna stylistycznie).
UsuńCoś mi się pomyliło, przeprowadziłem śledztwo, czyli dokładniej przeczytałem streszczenie i sięgnąłem pamięcią i już wiem, że nie ,,Colorado'' ale "Kalifornia" z 1977 (i na pewno ten leciał w tv). O ten tu: http://www.filmweb.pl/film/California-1977-151256
UsuńMuszę to jeszcze raz zobaczyć, bo nawet mi się podobał. I jest tam wątek jabłkowy. A to coś nietypowego.
Tak patrząc na twoją listę to większość tych filmów widziałem w tv, a to znaczy, że musiało to być bardzo dawno. Muszę je jeszcze raz zobaczyć i zweryfikować co z nich jeszcze pamiętam.
Poza tym ciekawa lista i na pewno nie widziałem tego z różową parasolką.
Tak, ,,California'' leciała na Pulsie bodajże, mieli taki mały pakiet ze spaghetti ( nawet jeden film Joe D'Amato ). Dośc przyjemny, schyłkowy SW z Gemmą i Bergerem.
Usuń"Californii" z kolei jeszcze nie widziałem.
Usuń"Stranger Returns" to przeuroczy film, niestety ta parasolka to tylko wabik, jest tylko na początku.
Z tej listy mało co kojarzę, aż poszperam, koniecznie za to dopisałbym Keomę i The Big Gundown. /K.
OdpowiedzUsuńojej, przecież The Big Gundown TO La resa dei conti, nie doczytałem, przepraszam. Swoją drogą, nie wiedziałem, że miało to polski tytuł. /K.
OdpowiedzUsuń"Keoma" prawie się tu znalazł, ale zrobiłem sobie seans powtórkowy i film już niestety nie zrobił na mnie tak dużego wrażenia jak kiedyś.
OdpowiedzUsuńAle, ze "Cmentarz..." tak wysoko to jestem zdziwiony, bo to fajny western, ale do szczytow gatunku mu troche brakuje.
OdpowiedzUsuńTam jest trochę sztampy, szczególnie na początku, ale pięknie się rozkręca i robi się z tego coś jedynego w swoim rodzaju. Niemniej jednak, gdybym brał pod uwagę także te filmy, które widziałem dawniej niż rok temu, to w top 10 by się na pewno nie znalazł.
OdpowiedzUsuńCieszy obecność Cmentarza, lubię ten film za depresyjny feeling. Fajnie, że zaczął pojawiać się w różnych topkach, bo to perełka warta odkrycia a sam natrafiłem na to parę lat temu przypadkiem, nie spotykając wcześniej żadnej wzmianki. Strangera będę musiał obadać, fajnie się zapowiada, a z Anthonym widziałem tylko Ślepca i to dawno temu (a więc kiedyś do powtórki). Polecam sprawdzić to dziwadło: https://www.youtube.com/watch?v=W1ZZAMuwkFg. Mi bardzo smakował, ale od spagwestowych ortodoksów "Matalo!" zbiera bardzo słabe noty. Tam większość rzeczy jest na opak a do tego Lou Castel napierdala bumerangami!
OdpowiedzUsuńWongo
A "Ślepiec" jak się podobał?
OdpowiedzUsuń"Matalo" znam, straszne dziwadło. Acid, że aż boli. I nie wiem co o tym myśleć, ale niedługo czeka mnie drugi seans.
"Ślepiec" się podobał, ale nic więcej nie napiszę, bo słabo pamiętam. Jeden z pierwszych spag westów jakie obejrzałem... W swoim topie bym nie umieścił, ale to mógłbym orzec dopiero po powtórce.
Usuń"Matalo" zaiste kwaśne, pewnie aż nadto... rzecz dla poszukiwaczy rozmaitych kuriozów. W swoim czasie była to komercyjna klapa, bo - abstrahując od wszystkiego innego - film rozminął się z targetem. Reżyser chciał nakręcić hipisowski western, a jak później stwierdził - Hipisi nie lubili westernów, a fani westernów nie lubili Hipisów.
Wongo
"Hipisi nie lubili westernów, a fani westernów nie lubili Hipisów"
OdpowiedzUsuńPrawda, co chyba najlepiej oddaje "Specjalista" Corbucciego;)
Haha :) Kiedy oglądałem "Specjalistę" kompletnie nie byłem przygotowany na taki finał. Jak zobaczyłem co tam się wyprawia to mi szczęka opadła :) Swoją drogą ciekawy przypadek do rozkimy na temat poglądów politycznych Corbucciego, bo kręcąc coś takiego raczej nie miał wielkich złudzeń.
Usuń"The idea was to show that I was against hippies. Listen, at this time the Manson business hadn't happen... But there are too many real problems in the world for me to accept the disinterested passivity of these people. Yesterday, Jimi Hendrix died shooting up, in London. I am against drugs and hippies. I wanted to denounce them in 'The Specialist'... I'm really violently against their attitude. And I hate 'Easy Rider'."
UsuńZ wywiadu dla jakiegoś bliżej nieokreślonego francuskiego magazynu (cytat znalazłem w książce "10,000 Ways to Die" Alexa Coxa).
A to ciekawe... Dzięki za cytat, sporo rozjaśnia! Taka kniga to skarb :)
UsuńO proszę, jednak się skusiłeś na wstępną wersję listy :) Bardzo cieszy obecność "Powrotu Ringa"(!) i trochę dziwi "Pistolet". Spodobał mi się i kilka razy oglądałem bez bólu, jednak jest trochę zbyt zwyczajny. Jak to mówią kobiety o facetach, niespodziewających się strącenia do Friend Zone - jest miły. Nie umiem się nim zachwycić.
OdpowiedzUsuńFilmy o Nieznajomym z Tonym Anthonym miałem kiedyś pod ręką, ale w tak słabej jakości, że odpuściłem sobie seans. Dzisiaj oczywiście żałuję. Z kolei widziałem "Ślepca", który nieszczególnie przypadł mi do gustu po pierwszym seansie. Świetne otwarcie, przyjazd ślepca o świcie, strzały w dzwony, "I want my women" (czy jak to leciało). Ale po kilkunastu minutach ta jego nieporadność i błądzenie po omacku zaczynają już nużyć. Historia się ciągnie, akcja jest dość ślamazarna, bohater czasami rzuci jakimś sucharem. Anthony próbuje być tajemniczym, cynicznym bohaterem a la Clint, lecz niespecjalnie mu to wychodzi. Jego super mądry koń zawsze wie dokąd jechać, a za przeciwników ma włochatych brodaczy. Miłą niespodzianką był Ringo Starr i Magda Konopka. Potrzebna będzie powtórka, bo nie wiedziałem czy być zawiedzionym niewykorzystanym potencjałem, czy ucieszyć się śmieciowością filmu.
Lista bez Sergiów, to nie lista. Corbucci na swoim miejscu. Też chciałem wrzucić "Najemnika" (jak często Polak jest bohaterem westernu?), ale miałem już GBU, więc nie było sensu. Poza tym, trochę za dużo zakończeń. Sollima - "La Resa Dei conti" zachwyciło mnie za pierwszym razem, ale przy powtórce już trochę emocje opadły. Prosty wniosek - trzeba będzie obejrzeć jeszcze raz. Teoretycznie, film jest bardzo dobry. Mamy wytrawnego łowcę nagród Corbetta, który całkowicie oczyścił stan z przestępców. Mamy intrygę, w którą wplątany zostaje sprytny meksykański chłop Cuchillo, ekspert w posługiwaniu się bronią białą, który zadbał też o elementy komediowe. A do tego osobliwy świat przedstawiony - mormoni, wśród których facet ma 13-latkę w roli czwartej żony (fakt zrozumiały w kontekście fabuły); dziwne rancho, na którym wdowa sprawuje władzę nad kilkoma hardymi kowbojami z oczywistym aspektem seksualnym; rozrywkowi braciszkowie rzucający nożem, a wśród nich ex-rewolwerowiec; no i wreszcie Meksyk z obchodzonym gdzieś tam w tle Dniem Zmarłych.
Komiczna postać barona i jego psychologiczne pojedynki z Corbettem dążące do starcia fizycznego - zdecydowanie można było dać tym dwóm więcej okazji do wymiany zdań i ciętych ripost. Bardzo dobre momenty. Ciekawa postać Cuchillo, pojedynek nóż vs rewolwer, walka z bykiem (swoją drogą, kaskader miał szczęście w tej scenie). Świetna muzyka - na wstępie otrzymujemy pełen werwy, nieco kiczowaty, pompatyczny utwór "Run, Man, Run". Przewijający się przez cały film "Dopo La Condanna". Z kolei na zakończenie mocarny "La Resa" i zaraz po nim klimatyczny "La Condanna". Morricone jak zawsze niezawodny.
A jednak to wszystko zostało zawarta w obrazie, który nie angażuje widza aż tak bardzo. Część rozgrywająca się w Stanach Zjednoczonych ustępuję pod względem tempa i wciągalności komediowemu sequelowi. Sytuacja ulega poprawie po wkroczeniu do Meksyku, gdy historia ulega spowolnieniu, a klimat zagęszczeniu, Corbett dokonuje wyboru, wszyscy bohaterowie spotykają się na piaszczystych wzgórzach.
"Colorado" to dobry film i obowiązkowy seans dla amatorów spaghetti. Nazwiska mówią same za siebie - Sollima, Morricone, Milian, Van Cleef, Grimaldi. Mimo to, film nie ma głębi "Faccia a faccia" czy też energii "Corri, uomo, corri". Nierówny klimat.
Lubię, ale w moim top 10 ustawiłbym go zaraz za podium.
Fajnie, że znalazł się "Cmentarz bez krzyży" (swoją drogą, w takiej sytuacji to zwykłe pole...). Oraz "Caino", który przewodzi liście spaghetti, które chcę jeszcze zobaczyć. Wyszło mi 13 nowych pozycji, więc swoją listę też muszę uznać za wersję beta. To dobry pomysł, żeby wrócić do tego wszystkiego za pół roku.
Hmm, o czymś zapomniałem? :)
Miałem podobny problem jak Ty, ale kolejność alfabetyczna dużo ułatwiła :)
UsuńTak jak pisałem kiedyś u Ciebie, myślę, że "Pistolet" obecnie łatwo nie docenić. Z perspektywy dnia dzisiejszego bardziej jawi się on jako zwykła westernowa komedia niż pastisz przewrotnie i odważnie żonglujący archetypami (żeby tylko wymienić bohaterskiego szeryfa, który bohaterem okazuje się wcale nie być, a który strzela w plecy uciekającemu bandycie; dziś to nic takiego, ale jeśliby nie obdzierać filmu z kontekstu - czego nigdy przy ocenie filmu robić nie można! - to otrzymujemy jedno wielkie "o kurwa"). Poza tym wiele w tym filmie subtelności, które dziś też łatwo przeoczyć - fałsz burżujskiego właściciela tej ogromnej posiadłości, umieszczenie akcji w okresie świąt Bożego Narodzenia (nie lada prowokacja, zakrawająca na iście makabryczny żart). Poza tym strasznie polubiłem Ringa i uwielbiam absurd, który jego pierwsza filmowa przygoda oferuje. Zwłaszcza, jeśli zestawić lekkość tonacji z ilością trupów (czasem też sposobem zabijania, patrz: główny antagonista bawiący się lustrem, czyli następne "o kurwa").
"Ślepiec" to ultra-pulpa. Niepoprawna, absurdalna zabawa, z ironicznym potraktowaniem archetypu spaghetti westernowego antybohatera. Jest to zresztą rozwinięcie koncepcji z "Nieznajomego" (który jest jednak lepszy). No i ja lubię chanbarę, kiedyś naoglądałem się trochę filmów o Zatoichim, to podczas seansu "Ślepca" miałem ciągle "sentymentalnego" banana na ryju. W życiu nie powiedziałbym, że Anthony naśladuje Eastwooda. On stworzył własny typ postaci (ewolucja Nieznajomego w "Powrocie..." czyni go postacią prekursorską względem dużo bardziej znanego Trinity'ego z filmów Barboniego). Cwany, sprytny, jednocześnie nieporadny, czasem zwyczajnie bezmyślny. To w wielu miejscach wywrócenie Człowieka Bez Imienia do góry nogami.
Przesadzasz z tym "Najemnikiem". Fakt, że wiele "GBU" zawdzięcza, ale przecież to w spag-weście była norma, ciągłe kopiowanie poprzedników. Przy czym niektórzy szli z kopiami we własną stronę i zapatowski (!) "Najemnik" jest tego bardzo dobrym przykładem. Poza tym masz tam niesamowitą muzykę Morricone (jeden z jego najlepszych soundtracków ever) i świetnie sztuczki reżyserskie. Ciekawostka odnośnie ostatnich 20 minut filmu (których też nie lubię, psują kapitalny materiał): oryginalnie rzecz miała się zakończyć typowym dla Corbucciego dead endem. Ale w przeciwieństwie do "Silenzio" i "Minnesota Clay" Crobucci niestety nie nakręcił dwóch różnych zakończeń, ograniczył się do optymistycznego. Nie mam pojęcia czemu tym razem tak się właśnie stało. wielka szkoda, bo ta opowieść niby wesoła, niby przebojowa, ale podlana przecież humorem czarnym jak smoła oraz straszną ironią i cynizmem ("Lepiej być żywym clownem niż martwym rewolucjonistą"!!!), happy end tam ni uja nie pasuje.
Ja z kolei z "Corri..." nic nie pamiętam (film widziałem tylko raz, jakieś 6-7 lat temu) i dla mnie "The Big Gundown" energii zdecydowanie nie brakuje. Nie ma głębi "Faccia...", ale ta nie wydaje mi się tu potrzebna.
"Cmentarz bez krzyży" piękny tytuł. Nie powiedziałbym, że zwykłe pole, bo zwykłe pole raczej nie chowa w sobie trupów. A jeśli chowa, to staje się właśnie cmentarzem, jaki robi się w finale filmu;)
Ja sobie przerwę od spageciaków zrobię za pół roku, do tego czasu będę je katował bezlitośnie. Kolejne pozycje do listy must see dochodzą regularnie. Studnia bez dna.
I jeszcze odnośnie "Najemnika" - jak Corbucci był tam zapatrzony w Leone, tak Leone był zapatrzony w Corbucciego przy "Garści dynamitu" (tj. ostateczna wersja scenariusza pisana była tak, by przypominać właśnie "Najemnika"). Z tym, że trzeba brać poprawkę na to,że "Najemnik" był czysto rzemieślniczą robotą Corbucciego i Leone nie tyle interesował go, co producentów i scenarzystę (Viscenzoni był zresztą współautorem "GBU", więc podobieństwa zdecydowanie nie dziwią), z kolei "Garść dynamitu" była filmem, którego Leone nie chciał reżyserować i został do tego niejako zmuszony.
UsuńRzeczywiście w "Pistolecie" jest kilka dobrych motywów, niemal groteskowe podejście do śmierci (to z lustrem, albo rzucanie rewolweru na stół itp.), jest też zadziwiająco solidnie zrobiony pod względem technicznym - wystarczy podpisać amerykańskim nazwiskiem i nikt by nie zauważył różnicy. Co do reszty to mogę zgodzić się z twoim podejściem, ale ja aż tak głęboko nie odbieram tego filmu, widać jestem za głupi na takie rzeczy. Dla mnie 6-7/10, ale nie ulubiony. Zwłaszcza, że sequel wymiata.
UsuńOdnośnie "Ślepca" - Baldi ogólnie tworzył dziwne spaghetti. "Il pistolero dell'Ave Maria" wygląda jak telenowela i jest bodaj jedynym przypadkiem, w którym bohater jest wykastrowany. Nie mogę się zdecydować czy to straszny czy świetny kicz. Ma swój osobliwy klimat i zakończenie w płomieniach (!). Z kolei "Preparati la bara!" jest bardzo pocieszne, zwłaszcza scena, w której podczas strzelaniny Django chowa się za drabiną... Jest świetny pomysł z tworzeniem ekipy wisielców, klimatyczne sceny na cmentarzach, z których można było wycisnąć jeszcze więcej. I motyw z obracaniem rewolweru, który wykorzystał później Rodriguez w "Planet Terror". Baldi ma na koncie nawet spaghetti musical.
Może i przesadzam z "Najemnikiem", ale to tylko dlatego, że spodobały mi się inne spagwesty Corbucciego. Nie mam nic przeciwko kopiowaniu Leonego. Chyba jakieś 70% spaghetti westernów to w mniejszym lub większym stopniu bękarty Leonego i w niczym mi to nie przeszkadza. Tylko że tym razem nie jest to rżnięcie na całego. Odebrałem to raczej jako konkurowanie. Wypada to gorzej, bo Corbucci udowodnił, że nawet kopiować umie po swojemu. Zabrakło w "Najemniku" kiczu "Djanga czy nihilizmu "Silenzia". Jest za to klimat, humor, przygoda, postaci/aktorzy, muzyka (genialna L'Arena), ale ten film mógł nakręcić równie dobrze ktoś inny. Dla mnie jest "tylko" bardzo dobry - właśnie przez brak czegoś charakterystycznego dla Sergia II i wspominanej końcówki.
Skąd taka pewność co do pola, PGR nie jedno miał imię :P
U mnie też dochodzą ciągle jakieś tytuły. Ledwo przeczytałem twój wpis i już widzę, że trzeba by sprawdzić "Matalo". Ze spaghetti westernem jest niemal tak, jak z filmem noir - ile byś nie obejrzał, zawsze trafisz na coś nowego i ciekawego.
No co kto lubi. Z "Pistoletu" bije taka beztroska + echo kina braci Marx, że każdy kolejny seans sprawia mi taką samą frajdę. No ale wiadomo - prawdziwą perłą to jest "Powrót..". Zdaje się, że Tessari był świetnym stylistą., Słabo znam jego twórczość, ale taki na przykład "Tony Arzenta" to poliziottesco solidne ze względu na samo rzemiosło reżysera (+ Delon w roli tytułowej). Niektóre fragmenty mają taaakiego powera. Trochę jakby melvillowski "Gliniarz" (ale bez motywu heist) na sterydach. O ile mniepamięć nie myli,to nawet kolorystyka taka sama.
UsuńW Baldim lubię to, że kombinował ile wlezie; tu musical, tam samurajszczyzna. Ta "telenowelowatość" to podobno wpływ westernu meksykańskiego, gdzie - również podobno - pełno było tego typu opowieści. Polecam jego pierwszy western "Texas, adios", też specyficzna mieszanka - zaczyna się jak tradycyjny western amerykański, w pewnym momencie robi obrót o 180 stopni i mamy całkiem pikantne spaghetti o mścicielu (w stylu "Czasu masakry", tylko z ostrzejszym bohaterem), a to z kolei przeobraża się potem w rzecz zapatowską (acz nie sensu stricto).
Fakt, "Najemnik" to mało Corbucciego w Corbuccim. W sumie to chyba lepiej wpasowałby się w filmografię Tessariego. Swoją drogą Tessari nakręcił kontynuację "Najemnika" i "Companeros" - "Don't Turn The Other Cheek". Miał to zrobić Corbucci, ale zrezygnował.
"Ze spaghetti westernem jest niemal tak, jak z filmem noir - ile byś nie obejrzał, zawsze trafisz na coś nowego i ciekawego."
!
Duccio nakręcił jedno z najciekawszych gialli - "Bloodstained Butterfly" z Helmutem Bergerem, za komuny puszczane w polskich kinach jako "Nieuchwytny morderca" (co zdradza polski poster). I jeszcze dwa dobre a zarazem całkiem inne filmy zaliczane do tego gatunku "Człowieka bez pamięci" (którego mógł widzieć Ludlum nim napisał "Tożsamość Bourne'a") i nihilistyczne "Death Occurred Last Night". Wszystkie 3 polecam, a szczególnie Motyla. Ma w filmografii nawet blaxploitation "Tough Guys" z Fredem Williamsonem i Lino Venturą(!), ale tego jeszcze nie widziałem.
UsuńHe, właśnie dziś zaznaczyłem sobie na FW "Nieuchwytnego..." do obejrzenia. Pozostałe też chętnie, dzięki za polecenie.
UsuńBlaxploitation?! I tak tu nie kochać tej całej włoszczyzny. Tessariego to chyba trzeba będzie cała filmografię przerobić.
Ale najpierw będzie chyba Margheriti :>
UsuńCenię Margheritiego za jego gotyki, ale naciupał również badziewia, wliczając w to mega obciachowe sf z początku kariery :) Z jego pokaźnej filmografii ciekawi mnie jeszcze tylko Vengeance (dzięki za notkę, bo by mi całkiem uciekło) i kolorowy remake Danza Macabre z Kinskim w roli Poe'go - "Nella stretta morsa del ragno".
OdpowiedzUsuńA jak "Krew dla Draculi" i "Ciało dla Frankensteina"?
UsuńTych nie widziałem i nawet mam ochotę kiedyś obadać, ale nie myślałem o nich w kontekście Margheritiego, bo jego nazwisko dodano tylko dla komercyjnego picu i nie miał z tymi filmami nic wspólnego.
Usuń"While some Italian prints reportedly give second unit director Antonio Margheriti credit as director of the film, Udo Kier has stated that Margheriti had nothing to do with directing the film. Kier stated that he and the other cast members received direction only from Morrissey, and noted that he never saw Margheriti on the set.
As a favor for producer Carlo Ponti, Margheriti agreed to take credits for free as director for the Italian release in order to help the film get funds from the government. Unfortunately, it ended up as a trial for producer and alleged director who both lost."
Via wikipedia - wiem, że trochę z dupy źródło, ale tam jest podane skąd taka informacja pochodzi(jakiś wywiad z Udo Kierem).
Z włoszczyzną to też zawsze burdel. W "Navajo Joe" było nieźle - Corbucci się zgodził wyreżyserować tylko dlatego, że w filmie miał zagrać Brando. Tzn. tak twierdził producent :) Z kolei Reynolds zgodził się zagrac, bo myślał, że film zrobi Leone. Nieźle obu zrobiono.
UsuńA co do Margheritiego - na Senses of Cinema czytałem tekst, którego autor przekonywał, że to jednak Margheriti robił, bo film cechuje wiele wyznaczników jego stylu. Jakoś tak. Nigdy się nie dowiemy.
Haha :) Zatem pozostaje tylko obejrzeć i spróbować samemu ocenić ile w tym może być Margheritiego :)
UsuńMi to z kolei przywodzi ma myśl wspomniany już tu "Cementarz...", którego współscenarzystą miał być Argento, ale podobno wogóle nie był, a sam dałbym sobie rękę odciąć, że przynajmniej tą czarną rękawiczkę to on musiał tam wtrandolić... Faktycznie bordello jak nic :]
A no właśnie. Hossein utrzymywał, że Argento nigdy z filmem nie miał nic wspólnego. W sumie potwierdzałby to fakt, że w niektórych wydaniach "Cmentarza" nie ma jego nazwiska. Ale ta rękawiczka :D
UsuńTak, spaghetti westerny były obliczone, jako rozrywka raczej dla klasy robotniczej, niż dla utożsamiających się z kontrkulturą.
OdpowiedzUsuńZ innej beczki, spag westy cieszyły się ogromną popularnością w jamajskich gettach i miały pewien wpływ ( inspirację ) na rozwój... reggae.
Ich zagorzałym fanem był legendarny dubmaster , producent i ganjowy explorer Lee ,,Scratch'' Perry - starczy rzut okiem na tytuły jego pierwszych autorskich produkcji z przełomu 60-70 : ,,Return of Django'', ,,Clint Eastwood'' , Eastwood Rides Again'' ,,The Good the Bad and the Upsetters''. Jego kapela, the Upsetters ma też na koncie takie numery, jak ,,Django Shoots First'' ,,Dollar in the Teeth'' czy ,,Taste of Killing''. I tym osobliwym trafem spaghetti western na falach reggae/ska powrócił rykoszetem do tego samego adresata - proletariackiej młodzieży - tego przecież głównie słuchali skinheadzi w latach 70-tych.
Perry był w ogóle maniakiem westernów , miał w chałupie dupny na pół ściany poster z Yulem Brynnerem z ,, Siedmiu...''.
TGTBTU był na Jamajce ( i generalnie wśrod środkowoamerykańskiego plebsu) hitem totalnym. Trudno się dziwic, z takim Tuco , tamci ludzie mogli się od razu identyfikowac , to był ktoś dokładnie taki, jak oni. Tym bohaterom można było sekundowac, kto nie chciałby trachnąc 400$ w złocie? A taki do wyrzygania sprawiedliwy i akuratny John Wayne, mógł im się jawic wyłącznie jako ucieleśnienie opresora i żandarma na usługach systemu, który gnoi do spodu.
Z jednej strony nieźle mnie to zaskoczyło, ale z drugiej - przy spag-weście chyba nic nie powinno dziwić. Kosmos.
UsuńChyba rzeczywiście nie powinno. Też , jak chodzi o interpretacje. Ja się np. dowiedziałem ( z artykułów na SWDB ), że Giulio Questi walczył w czasie wojny w antyfaszystowskiej partyzantce i ta banda ubranych na czarno pedałów z ,,Se Sei Vivo...Spara!'' to miał byc jego prywatny odwet na ,,czarnych koszulach'' Mussolliniego .
OdpowiedzUsuńMargheriti jest gościem tyleż płodnym i wszechstronnym co nierównym. Ale wielu rzeczy nie widziałem, mam spore zaległosci w jego ,,gotykach''. Z westernow, to ,,Caino...'' uber alles. Pamiętam jeszcze ,,Take a Hard Ride'', taki westernowy akcyjniak/blaxploit, z masakryczną obsadą, całkiem rozrywkowy.
Nie do końca weszło mi jego gotyckie giallo ,,Seven Dead in Cat's Eye'' z Jane Birkin i tym ciulem z ,,Satyriconu'' Felliniego. Ładnie sfotografowane, scenografia, wnętrza i ogólny przepych -OK, Birkin me gusta mucho mucho, muza Ortolaniego grożna, jak suczy syn, ale okropnie to wszystko przegadane i rozlazłe było, a morderstwa, jakoś tak bez inwencji. Kiedyś tam drugą szansę dostanie.
A na ,,Bloodstained Butterfly'' Tessariego sam poluję.
A z tym Corbuccim, to raczej tak wygląda, ze on po prostu w pewnym momencie zmienił styl, z filmu na film sobie coraz większe jaja zaczął robic - aż się sam kurwa podsumował ; ,, Co ja Tu Robię w Środku Rewolucji?'' ( 72) :D... i stał się reżyserem stricte komediowym. Już do końca.
Z jego póżnych SW, to bym chciał obadac ,,Sonny & Jed'' z Milianem, Susie George i Savalasem, ponoc mega obleśny i zaskakujący.
Osobiście uważam, że ,,Fistful of Dynamite'' bije ,,Il Mercenario'' na głowę. Nie dla tego, że film Corbucciego taki słaby, tylko , że Leone taki dobry. I nadal potwornie niedoceniony.
A no Questi mówił coś o tym w dokumencie "The Spaghetti West".
OdpowiedzUsuńJak na razie widziałem dwa gotyki Margheritiego, "Dziewicę norymberską" i "Długie włosy śmierci". Ten pierwszy super, ten drugi tylko do pewnego momentu, ale po drodze totalny mindfuck. I tu i tu piękna atmosfera. Gdzieś na dniach poznam jeszcze "Zamek krwi". To blax też trzeba będzie zobaczyć.
Ortolani swoją muzyką psuł miejscami "Requiescant", zbyt różnorodna stylistycznie.
No w sumie to co piszesz pasuje do powodów rezygnacji z nakręcenia pesymistycznego zakończenia "Najemnika". On podobno potem spore sukcesy osiągał w komediach kryminalnych. Szkoda, że nie interesowało go poliziotesco (z lat zanim zaczęło zmierzać w stronę komedii).
"Sonny & Jed" skończyłem oglądać dosłownie 10 minut temu. Fajne, choć niedopracowane i nierówne. Przez pierwsze pół godziny jest świetny kontrast między absurdalnym humorem a przemocą, robi wrażenie. Potem robi się już całkiem lekka tonacja. A szkoda. Niemniej film do samego końca zaskakujący, bo i bohaterowie to duże dzieci. Jest scena, w której Milian kładzie się pod krową i zaczyna ssać wymię. Postać Savalasa ma rozbrajające zakończenie, czegoś takiego w spag-weście jeszcze chyba nie widziałem (chociaż pewnie w komediach to się zdarzało, jeszcze nie wiem). To mimo wszystko trochę niedoceniany film. Fajne postaci (a tyle złego się o nich kiedyś na SWDB naczytałem).
"Dynamit" ma emocjonalną głębię, której nigdy wcześniej w zapatowskich westach nie było. Ale to też nierówne, trochę Leone czasu zajęło zanim się całkiem wkręcił.
W drugiej połowie jest rewelacyjnie wykorzystywany dźwięk (scena w jaskini,śmierć dynamitarda). Brak tu tej mitologicznej aury wokół postaci, są bardzo ludzkie. Pod tym kątem to wyraźny krok w stronę "Dawno temu w Ameryce".
A i w "Sonny..." Morricone zżyna z tego, co zrobił w "Dynamicie". Ale robi to zajebiście: http://www.youtube.com/watch?v=eZ2RLn0KThg
OdpowiedzUsuńMorricone w ,,Dynamicie'' wprowadził taki efekt obcości tą muzą, ze klękajcie narody. To jest soundtrack do niemieckiego soft pornola, a nie do westernu.
OdpowiedzUsuńTa scena w jaskini, to jest stuprocentowy Goya.
W ogóle cały prolog z dyliżansem, to tour de force Sergia Leone na pełnej kurwie.
Tam jest sporo takich okupacyjnych klimatów, motyw zdrady i odkupienia (doskonała, nocna scena w deszczu, kiedy dottore wyławia konspiratorów z tłumu, żołnierze maksykańscy w transporterze niczym naziści, a ich dowódca, to juz czysty SS waffen ) A propos, James Coburn używa tu hitlerowskiego ukm-u MG-42, który w uzbrojeniu pojawił się na początku lat 40-tych, i to tylko u Szkopów.
Na początku cytat z towarzysza Mao - i słusznie, w kontekście postaci Juana. Mao w Czerwonej Książeczce postulował, że najlepsi do robienia rewolucji są kolesie z lumpenproletariatu i kryminaliści, tacy pójdą wszędzie, żądni łupów. Nie zostaną na swoim, jak chłopi.
No a Sean, to trockista czystej wody, eksporter permanentnej rewolucji, takiego typa w żadnym westernie nie było. Nawet Bakunina poczytuje.
Przy tym piękny film o przyjazni - tak, jest tu przedsmak ,,Dawno Temu w Ameryce''', ale już w ,, Dawno temu na Dzikim...'' ten element zakiełkował, w relacji Harmonica-Cheyenne.
A najbardziej przejmujący jest finał : Juan po śmierci Seana ląduje w egzystencjalnej otchłani bez dna, to Sean był gwarantem jego przemiany. Gdy go zabrakło, Juan jest przerażony :
- I co teraz ze mną będzie ?
On już teraz na prawdę nie wie, kim jest.
"Zamek Krwi" (choć wg mnie "Taniec Śmierci" jest najbardziej adekwatnym z pośród tytułów pod jakimi to funkcjonuje) poza wszystkim innym ma bardzo zgrabny koncept fabularny, który zamyka całość w ironiczny nawias niwelując tym samym typowe gotyckie zadęcie. Plus piękne wykonanie, gra światło-cieniem, arcy atmosferyczna sekwencja w krypcie i Basia Steele at her best. Jeden z moich ulubionych gotyckich horrorów i top Margheritiego.
OdpowiedzUsuńA zapodany wyżej kawałek Ennia super.
W "Dynamicie" to niemałe przekłamania jak na Leone. IRA powstało w 1916 roku, akcja filmu dzieje się w 1913 roku.
OdpowiedzUsuńO tych gotykach Margheritiego to chyba coś skrobnę, jeśli czasu starczy. Bo póki co, to głównie siedzę nad leksykonem spaghetti :>
...i CHUJ z tego. MG 42- 30 lat. Zanim IRA okrzepła, też chwilę minęło. Widz ma załapac, to, co ma załapac.
OdpowiedzUsuńW ,,The Wild Bunch'' jest ckm Browning wz.1917, a film, to 1913.
To nie są poważne błędy, te elementy przynależą epoce.
co prawda Bakunin by sie zjezyl na zestawienie jego i trockistow (jak wiadomo dośc szybko się pożarł z komuchami, i to wczesnymi), ale ogoleni to sa ciekawe uwagi, az sobie obejrze garsc...jeszcze raz ;)
OdpowiedzUsuń