sobota, 30 listopada 2013

Bler: Ostatni wyczyn (Rafał Szłapa, 2012)

Tekst został napisany dla pewnej redakcji ponad rok temu, ale z nieznanych mi powodów nie doczekał się publikacji.


Rafał Szłapa może być z siebie dumny. Nie dlatego, że w ogóle udało mu się doprowadzić swoją trylogię o "krakowskim Supermanie" do końca - w możliwość czego swego czasu zwykło się wątpić - a dlatego, że zrobił to w naprawdę niezłym stylu.

Podczas recenzowania poprzednich tomów cyklu chwaliłem autora za bardzo sprawne zaadaptowanie czysto amerykańskiej konwencji na rodzimy grunt, a jednocześnie krytykowałem za kulejącą dramaturgię oraz niestaranne wyważenie składników. W przypadku "Ostatniego wyczynu" ciężko już o tak mieszane uczucia i wynikające z nich narzekanie na niewykorzystywanie tkwiącego w przygodach Blera potencjału. Tego, co było w nich najlepsze, tj. odpowiedniej swojskości, jest tu w zasadzie jeszcze więcej (choć czasem na zgoła innych zasadach), z kolei po wspomnianych mankamentach niemalże nie ma już śladu.

Tak jak "Zapomnij o przeszłości" trochę różniło się stylistycznie od otwierającej serię "Lepszej wersji życia", tak i "Ostatni wyczyn", choć nie brakuje w nim znanych już nam składników, zmierza w nieco odmienne niż wcześniej rejony. Najprościej rzecz ujmując, jeszcze mniej tu elementów czystego superhero, za to więcej mroku i szaleństwa. Dręczony wyrzutami sumienia bohater błądzi, zarazem jednak stopniowo staje się coraz bardziej samoświadomy. Kolejne działania tak jego, jak i kluczowych postaci drugoplanowych, okazują się dla Szłapy znakomitym powodem, ażeby pobawić się narracją. Istotnym uzupełnieniem czasu teraźniejszego czyni nie tylko regularne retrospekcje, ale też skoki w przyszłość, a dramaturgiczną podstawą opowieści - akcję równoległą. Powstaje w ten sposób pewien chaos, jednakże całkowicie kontrolowany.

Układankowy charakter opowieści oraz podpierające ją starannie budowane napięcie i gęsta atmosfera (rzecz ociera się miejscami o czystej wody horror) sprawiają, że "Ostatni wyczyn" czyta się naprawdę dobrze. I błyskawicznie. Niewątpliwie pomaga w tym też strona wizualna, bo i w niej krakowski artysta poczynił postępy. Wprawdzie ciągle zdarzają się fragmenty nie do końca czytelne czy średnio interesujące pod kątem kompozycji, jednak w większości wypadków to właśnie rysunki (także dzięki świetnej kolorystyce) doskonale oddają charakter historii. W kilku miejscach naprawdę jest na czym zawiesić oko i aż chciałoby się powiedzieć, że doczekaliśmy się własnego Seana Phillipsa.

Mimo licznych walorów - skutecznie przysłaniających fakt, iż podjęta tu demitologizacja superhero sama w sobie do zbyt oryginalnych nie należy - "Ostatni wyczyn" ostatecznie pozostawia jednak pewien niedosyt. Po pierwsze, opierający się na świetnym pomyśle wybuchowy finał prezentuje się stanowczo zbyt skromnie. Nie tyle jakby autor bał się, iż przesadzi, co raczej jakby nie chciało się mu go choć minimalnie rozbudowywać. Po drugie, samo zakończenie postrzegam jako zanadto otwarte. Sprawia wrażenie, jakby "Bler" miał być nie trylogią, lecz tetralogią. Przy tym mam nadzieję, że Szłapa wróci do swojego bohatera, bynajmniej nie tylko w zapowiadanych od jakiegoś czasu krótkich historyjkach. W zwieńczeniu serii pojawia się bowiem kapitalny wątek tajnych peerelowskich eksperymentów, mocno pulpowy i równie swojski. To absolutnie najlepszy pomysł w całej serii i aż się prosi o jakiekolwiek rozwinięcie, czy to w formie prequela czy spin-offu. Polskie "Weapon X"? Biorąc pod uwagę to, jak bardzo Szłapa rozwinął swoje rzemiosło, nie mam wątpliwości, że byłoby na co czekać.

EDIT: W niecały rok po napisaniu tego tekstu okazało się, że będą kolejne części przygód Blera, przynajmniej dwie. Poniżej okładka tomu numer pięć.


1 komentarz:

  1. Bardzo dobry, mądry tekst - dziw mnie bierze, że nie doczekał się publikacji.

    OdpowiedzUsuń

anonimie, podpisz się