wtorek, 16 kwietnia 2013

Batman: Azyl Arkham (Grant Morrison, Dave McKean)


Już w najbliższy czwartek w Poznaniu rozpocznie się IV Międzynarodowy Festiwal Kultury Komiksowej Ligatura. Tym razem niestety nie uda mi się tam dotrzeć, w związku z czym ważniejsze jest dla mnie to, iż swoją premierę mieć tam będzie najnowszy, piętnasty numer periodyku "Zeszyty Komiksowe" (który to kupić już sobie można np. tu), w całości poświęcony postaci Mrocznego Rycerza. Wśród znajdujących się tam tekstów jest i mój esej na temat znakomitego komiksu Azyl Arkham. Poniżej kilka pochodzących z tegoż tekstu akapitów. Zapraszam do lektury i kupna (niekoniecznie w tej kolejności).

Azyl Arkham: Poważny dom na poważnej ziemi


Pierwsza wersja scenariusza tego najbardziej kontrowersyjnego i zarazem najlepiej sprzedającego się w historii komiksu o Batmanie pisana była głównie nocami, któregoś bliżej nieokreślonego miesiąca 1987 roku. Nie wiem, jaka była wówczas pogoda, lecz w umyśle świadomie skazującego się na bezsenność szkockiego artysty Granta Morrisona niewątpliwie bez przerwy padał gęsty deszcz. Jego krople wchłonął i następnie przefiltrował przez własną, równie osobliwą, wyobraźnię Anglik Dave McKean. Owocem ich współpracy okazała się jedyna w swoim rodzaju symulacja szaleństwa. Powieść graficzna, której lektura przypomina śnienie na jawie. 

(...) Za sprawą ogromnych sukcesów Powrotu Mrocznego Rycerza Franka Millera oraz Strażników Alana Moore’a i Dave’a Gibbonsa w drugiej połowie lat osiemdziesiątych XX wieku szczególną popularnością cieszyć się zaczęło realistyczne ujęcie konwencji superbohaterskiej. Morrison i McKean postanowili wyjść temu naprzeciw i postawili na irracjonalną poetykę snu. „Jednak żeby przepchnąć część pomysłów, musiałem trochę z Grantem powalczyć – wspominał po latach rysownik. – On był przyzwyczajony do pisania historii o Batmanie nieco prostszych i bardziej konwencjonalnych niż ta, którą udało nam się stworzyć ostatecznie. Kiedy rozmawialiśmy o tym, czym Azyl Arkham mógłby być, w pewnym momencie zapadła decyzja: zróbmy coś innego! Stwórzmy senny koszmar, nie unikajmy symboliki. Nie chcę oglądać Bruce’a Wayne’a zakładającego trykot nietoperza – to tandeta. Chcę zobaczyć dziwaczną, tajemniczą istotę, połączenie człowieka i zwierzęcia, wiecznie skrywającą się w cieniu”.  

(...) Batman ukazany został jako bohater enigmatyczny i po części demoniczny, jednocześnie jednak stale cierpiący, obawiający się o własne zdrowie psychiczne (i nie tylko). Szkot stworzył go takim, gdyż chciał odciąć się od rozpropagowanego przez Franka Millera wizerunku agresywnego, twardego jak skała mściciela. Nie zrezygnował jednak z Millerowskiej brutalności, miejscami czyniąc Nietoperza postacią bezwzględną – jak wówczas, gdy łamie on nogę ledwie chodzącemu Clayface’owi, czy kiedy zachodzi od tyłu nieświadomego jego obecności, poruszającego się na wózku inwalidzkim Doktora Destiny, aby strącić go ze schodów i (prawdopodobnie) zabić – aczkolwiek wyłącznie z powodu strachu przed zagrożeniem. Mimo tegoż „odcięcia”, ciężko jednak nie dostrzec jeszcze jednego, istotniejszego podobieństwa historii Morrisona do utworu Millera, a także do Zabójczego żartu na podstawie scenariusza Alana Moore’a. W pewnym fragmencie Powrotu Mrocznego Rycerza pojawiała się bowiem wyraźna sugestia, iż bez Człowieka-Nietoperza nie ma Jokera (złoczyńca budzi się z wieloletniego letargu w momencie, gdy dowiaduje się o wznowionej aktywności bohatera), co następnie Moore śmiało rozwijał (choć niekoniecznie będąc wpatrzonym w Millera) poprzez przedstawienie jednej postaci jako lustrzane odbicie drugiej. I szkocki artysta poszedł tym tropem jeszcze dalej. „Czasami wydaje mi się, że Arkham to głowa – mówi na kartach jego dzieła Szalony Kapelusznik. – Jesteśmy wewnątrz ogromnej głowy, która wyśniła nas do życia. Może to twoja głowa, Batmanie. Arkham to lustro, a my to ty”.  

Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że Azyl to upiorna wariacja na temat Alicji w Krainie Czarów, gdzie miejsce tytułowej dziewczynki zajął Batman, a szpital psychiatryczny dla kryminalistów stał się jego prywatną Krainą Czarów. Jednym z kluczowych motywów komiksu jest zaczerpnięte z twórczości Carrolla lustro jako swoisty portal między dwoma światami (świadomością a nieświadomością czy też zdrowiem psychicznym a szaleństwem), a cytaty zeń stanowią tu klamrę fabularną. Sama konstrukcja fabuły jest zresztą wprost wyjęta z książki angielskiego pisarza. To zbiór przeważnie wyzbytych wyraźnego ciągu przyczynowo-skutkowego epizodów, ostatecznie owocujących przemianą bohatera. Postacie, które Alicja spotyka podczas swojej wędrówki to wariacje na temat tych, z którymi ma lub może mieć kontakt na co dzień. Nie inaczej jest w przypadku Batmana, którego kolejni przeciwnicy często przedstawiani są zupełnie inaczej, niż zwykło się to w komiksach o nim robić. Powieść Carrolla odczytywać można (a raczej należy) na dwóch płaszczyznach – jako pełną absurdu i humoru bajkę oraz jako analizę pogrążonego we śnie umysłu. Tak samo jest z Azylem, choć oczywiście komedia przeobraziła się w nim w horror. O ile jednak słynny nauczyciel przygody Alicji całkowicie podporządkował logice snu, o tyle Morrison i McKean sięgają nieco dalej.  (...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

anonimie, podpisz się