Już w najbliższy czwartek w Poznaniu rozpocznie się IV Międzynarodowy Festiwal Kultury Komiksowej Ligatura. Tym razem niestety nie uda mi się tam dotrzeć, w związku z czym ważniejsze jest dla mnie to, iż swoją premierę mieć tam będzie najnowszy, piętnasty numer periodyku "Zeszyty Komiksowe" (który to kupić już sobie można np. tu), w całości poświęcony postaci Mrocznego Rycerza. Wśród znajdujących się tam tekstów jest i mój esej na temat znakomitego komiksu Azyl Arkham. Poniżej kilka pochodzących z tegoż tekstu akapitów. Zapraszam do lektury i kupna (niekoniecznie w tej kolejności).
Azyl Arkham: Poważny dom na poważnej ziemi
Pierwsza
wersja scenariusza tego najbardziej kontrowersyjnego i zarazem najlepiej
sprzedającego się w historii komiksu o Batmanie pisana była głównie nocami,
któregoś bliżej nieokreślonego miesiąca 1987 roku. Nie wiem, jaka była wówczas pogoda,
lecz w umyśle świadomie skazującego się na bezsenność szkockiego artysty Granta
Morrisona niewątpliwie bez przerwy padał gęsty deszcz. Jego krople wchłonął i
następnie przefiltrował przez własną, równie osobliwą, wyobraźnię Anglik Dave
McKean. Owocem ich współpracy okazała się jedyna w swoim rodzaju symulacja
szaleństwa. Powieść graficzna, której lektura przypomina śnienie na jawie.
(...) Za sprawą ogromnych sukcesów Powrotu Mrocznego Rycerza Franka Millera
oraz Strażników Alana Moore’a i
Dave’a Gibbonsa w drugiej połowie lat osiemdziesiątych XX wieku szczególną
popularnością cieszyć się zaczęło realistyczne ujęcie konwencji
superbohaterskiej. Morrison i McKean postanowili wyjść temu naprzeciw i
postawili na irracjonalną poetykę snu. „Jednak żeby przepchnąć część pomysłów,
musiałem trochę z Grantem powalczyć – wspominał po latach rysownik. – On był
przyzwyczajony do pisania historii o Batmanie nieco prostszych i bardziej
konwencjonalnych niż ta, którą udało nam się stworzyć ostatecznie. Kiedy
rozmawialiśmy o tym, czym Azyl Arkham mógłby być, w pewnym momencie
zapadła decyzja: zróbmy coś innego! Stwórzmy senny koszmar, nie unikajmy
symboliki. Nie chcę oglądać Bruce’a Wayne’a zakładającego trykot nietoperza –
to tandeta. Chcę zobaczyć dziwaczną, tajemniczą istotę, połączenie człowieka i
zwierzęcia, wiecznie skrywającą się w cieniu”.
(...) Batman ukazany został jako bohater
enigmatyczny i po części demoniczny, jednocześnie jednak stale cierpiący,
obawiający się o własne zdrowie psychiczne (i nie tylko). Szkot stworzył go
takim, gdyż chciał odciąć się od rozpropagowanego przez Franka Millera
wizerunku agresywnego, twardego jak skała mściciela. Nie zrezygnował jednak z Millerowskiej
brutalności, miejscami czyniąc Nietoperza postacią bezwzględną – jak wówczas,
gdy łamie on nogę ledwie chodzącemu Clayface’owi, czy kiedy zachodzi od tyłu nieświadomego
jego obecności, poruszającego się na wózku inwalidzkim Doktora Destiny, aby
strącić go ze schodów i (prawdopodobnie) zabić – aczkolwiek wyłącznie z powodu
strachu przed zagrożeniem. Mimo tegoż „odcięcia”, ciężko jednak nie dostrzec
jeszcze jednego, istotniejszego podobieństwa historii Morrisona do utworu
Millera, a także do Zabójczego żartu
na podstawie scenariusza Alana Moore’a. W pewnym fragmencie Powrotu Mrocznego Rycerza pojawiała
się bowiem wyraźna sugestia, iż bez Człowieka-Nietoperza nie ma Jokera (złoczyńca
budzi się z wieloletniego letargu w momencie, gdy dowiaduje się o wznowionej
aktywności bohatera), co następnie Moore śmiało rozwijał (choć niekoniecznie
będąc wpatrzonym w Millera) poprzez przedstawienie jednej postaci jako
lustrzane odbicie drugiej. I szkocki artysta poszedł tym tropem jeszcze dalej.
„Czasami wydaje mi się, że Arkham to głowa – mówi na kartach jego dzieła
Szalony Kapelusznik. – Jesteśmy wewnątrz ogromnej głowy, która wyśniła nas do
życia. Może to twoja głowa, Batmanie. Arkham to lustro, a my to ty”.
Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że Azyl to upiorna wariacja na temat Alicji w Krainie Czarów, gdzie miejsce tytułowej dziewczynki zajął Batman, a szpital psychiatryczny dla kryminalistów stał się jego prywatną Krainą Czarów. Jednym z kluczowych motywów komiksu jest zaczerpnięte z twórczości Carrolla lustro jako swoisty portal między dwoma światami (świadomością a nieświadomością czy też zdrowiem psychicznym a szaleństwem), a cytaty zeń stanowią tu klamrę fabularną. Sama konstrukcja fabuły jest zresztą wprost wyjęta z książki angielskiego pisarza. To zbiór przeważnie wyzbytych wyraźnego ciągu przyczynowo-skutkowego epizodów, ostatecznie owocujących przemianą bohatera. Postacie, które Alicja spotyka podczas swojej wędrówki to wariacje na temat tych, z którymi ma lub może mieć kontakt na co dzień. Nie inaczej jest w przypadku Batmana, którego kolejni przeciwnicy często przedstawiani są zupełnie inaczej, niż zwykło się to w komiksach o nim robić. Powieść Carrolla odczytywać można (a raczej należy) na dwóch płaszczyznach – jako pełną absurdu i humoru bajkę oraz jako analizę pogrążonego we śnie umysłu. Tak samo jest z Azylem, choć oczywiście komedia przeobraziła się w nim w horror. O ile jednak słynny nauczyciel przygody Alicji całkowicie podporządkował logice snu, o tyle Morrison i McKean sięgają nieco dalej. (...)
Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że Azyl to upiorna wariacja na temat Alicji w Krainie Czarów, gdzie miejsce tytułowej dziewczynki zajął Batman, a szpital psychiatryczny dla kryminalistów stał się jego prywatną Krainą Czarów. Jednym z kluczowych motywów komiksu jest zaczerpnięte z twórczości Carrolla lustro jako swoisty portal między dwoma światami (świadomością a nieświadomością czy też zdrowiem psychicznym a szaleństwem), a cytaty zeń stanowią tu klamrę fabularną. Sama konstrukcja fabuły jest zresztą wprost wyjęta z książki angielskiego pisarza. To zbiór przeważnie wyzbytych wyraźnego ciągu przyczynowo-skutkowego epizodów, ostatecznie owocujących przemianą bohatera. Postacie, które Alicja spotyka podczas swojej wędrówki to wariacje na temat tych, z którymi ma lub może mieć kontakt na co dzień. Nie inaczej jest w przypadku Batmana, którego kolejni przeciwnicy często przedstawiani są zupełnie inaczej, niż zwykło się to w komiksach o nim robić. Powieść Carrolla odczytywać można (a raczej należy) na dwóch płaszczyznach – jako pełną absurdu i humoru bajkę oraz jako analizę pogrążonego we śnie umysłu. Tak samo jest z Azylem, choć oczywiście komedia przeobraziła się w nim w horror. O ile jednak słynny nauczyciel przygody Alicji całkowicie podporządkował logice snu, o tyle Morrison i McKean sięgają nieco dalej. (...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
anonimie, podpisz się