środa, 14 grudnia 2011
Super (reż. James Gunn, 2010)
Orzeźwiająca karykatura współczesnych ekranizacji komiksów superbohaterskich. Tak upraszczając. Film, wyreżyserowany przez autora kultowego w pewnych kręgach Tromeo & Juliet, składa się z elementów obecnych w Kick Ass czy Scott Pilgrim kontra świat, jednakże obdziera je z komiksowej stylizacji (no, do pewnego stopnia) i serwuje zaskakująco bezkompromisowo. Rzecz ocieka absurdem, ale ten uzasadniony jest nie samą konwencją superhero czy próbą jej wyśmiania, lecz zderzeniem jej z szarą rzeczywistością. Kto (i dlaczego) mógłby zechcieć zostać superbohaterem? Jak naprawdę wyglądałby w kostiumie? W jaki sposób walczyłby z przestępcami? Komizm i bezkompromisowość filmu Gunna wynikają przede wszystkim z tego, iż pytania te potraktowane są jak najbardziej serio. Nie ma zmiłuj.
Nie wszystko mi się podobało, ale mniejsza z tym. Dobra rzecz. Nie do końca zdrowa, piekielnie zabawna. Bardzo przekonująco pokazuje jak potężna jest autosugestia. Załóż kostium, zgub wszystkie swoje kompleksy. Rozłup kilka czaszek.
Etykiety:
komiks,
mini-recenzja
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Obejrzałem i - podobnie jak Tobie - nie każdy element mi się podobał. Film ogólnie jest jednak wart uwagi - polecam.
OdpowiedzUsuń