Wstępy do wydań zbiorczych kolejnych serii komiksowych rzadko kiedy są naprawdę godne uwagi. Zwykle do napisania ich zapraszane są osoby trzecie, twórcy niemający wiele wspólnego z tytułem, na temat którego się wypowiadają. Teoretycznie fajna to forma promocji, ale w większości znanych mi wypadków są to niezbyt szczerze brzmiące peany, nic więcej. Takie branżowe klepanie się po plecach. Niektórzy jednak należycie starają się i faktycznie mają coś ciekawego do powiedzenia. Niektórzy też piszą o własnych dziełach, co zdaje się z miejsca wykluczać patetycznie pochwalny charakter tekstu. Jeśli połączyć jedno z drugim, to, teoretycznie, otrzymujemy wstęp, obok którego ciężko przejść obojętnie. Tak właśnie jest w wypadku eseju, który Alan Moore spłodził do pierwszego wydania zbiorczego swojej mistrzowskiej serii Saga o Potworze z Bagien, którą przyszło mu tworzyć w latach 1983-1987 (a o której więcej pisałem w tym oto miejscu). To niezwykle interesujący dowód na jego wiedzę, inteligencję oraz dystans do tworów własnej wyobraźni. Tekst, który zdaje się być dużo bardziej zachęcający do kupna komiksu, niż niejedna jego ultra-entuzjastyczna recenzja. Przekonajcie się.
"W stuleciu po brzegi wypełnionym paradoksami, do najbardziej zaskakujących zjawisk należy błyskawiczny wzrost roli, jaką horror - jako gatunek - odgrywa w literaturze, w kinie, a nawet w muzyce, podczas gdy z każdym dniem stajemy się bardziej świadomi prawdziwych horrorów, rozgrywających się wszędzie wokół. Z kartonów mleka patrzą na nas twarze zaginionych dzieci, a kolejki po bilety na ostatni film o mordowanych nastolatkach sięgają następnej ulicy. Z ogromną łatwością szerzy się wirus AIDS, zrodzony z ignorancji i przesądów, a księgarskie półki uginają się od zaraz i plag zapełniających strony książek - są to zarówno plagi szczurów, ślimaków, krabów czy stonóg, charakterystyczne dla paskudniejszej części rynku, jak i prawdziwe zagrożenia, przedstawione na przykład w Bastionie Stephena Kinga. Radioaktywne chmury płyną na zachód, traktaty zaś, zakazujące prób jądrowych, idą z toksycznym dymem atomowych grzybów. Zespoły punkowe wykrzykują przesiąknięte splatterową symboliką teksty z zaciekłością, która w najlepszym wypadku oznacza bezradny bunt, a w najgorszym - perwersyjne i nihilistyczne pogodzenie się z sytuacją.
Czy nam się to podoba, czy nie, horror stanowi element mediów, element naszej kultury, element naszego życia - co nie wyjaśnia kwestii, dlaczego wszyscy z zapartym tchem czytają Drakulę, tkwiąc po szyję we krwi. Czy zagłębiamy się w fikcyjną grozę po to, by uodpornić swoje emocje na jej rzeczywisty odpowiednik? Czy to rodzaj szczepionki... niewielka dawka przerażenia, dzięki której w przyszłości odeprzemy silniejszy jego atak? Czy może to być wręcz przydatne, a nawet niezbędne narzędzie, które pozwala nam zbadać i zrozumieć podłoże grozy bez narażania się na szkody fizyczne czy mentalne? Niezależnie od odpowiedzi, fakt pozostaje faktem: horror w takiej czy innej formie to ważny totem dwudziestego wieku. Wszyscy oglądaliśmy czy czytaliśmy horrory. Wiemy, czego się spodziewać po tym gatunku, znamy jego treści i rządzące nim zasady. Ale to właśnie oswojenie horroru w naszej kulturze sprawia, że niniejszy wstęp staje się niezbędny. Niezależnie od tego, na jakie odmiany horroru natknęliście się do tej pory w książkach czy filmach, Saga o Potworze z Bagien nie jest takim horrorem. Nie mówię, że jest lepszy albo gorszy, jest po prostu inny. Lepiej miejcie to na uwadze podczas lektury.
Przyczyną tych różnic jest fakt, że album, który trzymacie właśnie w rękach, stanowi zbiór elementów dość rzadkich w komiksowym horrorze. Horror komiksowy - który ma te same korzenie, co każda inna odmiana horroru, lecz wyrastał w szczególnych i niezwykłych warunkach - cechuje się wieloma dziwactwami i elementami, które nie pojawiają się w innych odmianach gatunku. Przyczyny powstania tych osobliwych cech są niejasne, złożone i zapewne nieszczególnie ciekawe dla kogoś, kto nie należy do osób wyjątkowo zafascynowanych komiksem jako medium. Jeśli naprawdę chcecie wiedzieć, istnieje wiele książek i fanzinów, które bez wątpienia dadzą wam odpowiedź w tej kwestii. Jeśli o mnie chodzi, zamierzam tylko opisać skutki, jakie wywołały te różnice w komiksowym krajobrazie, przyczyny zjawiska pozostawiając źródłom bardziej kompetentnym i akademickim.
Pierwszą rzeczą, którą powinien zrozumieć każdy czytelnik współczesnego horroru komiksowego, są ogromne korzyści ekonomiczne, jakie może przynieść wsparcie kiepsko sprzedawanej serii gościnnym udziałem znanego bohatera. W konsekwencji wszystkie komiksy, publikowane przed danego wydawcę, często rozgrywają się w tym samym fantastycznym uniwersum. Dzięki zręcznie zastosowanym pułapkom czasowym w jednej opowieści mogą spotkać się jaskrawo pokolorowani awanturnicy, zaludniający opowieści o superbohaterach, straszliwe monstra z historii grozy i nieliczni, posiwiali kowboje z komiksów westernowych. Czytelnicy, którzy dobrze znają klasykę literatury wiedzą, że doktor Frankenstein może porwać jedną z bohaterek Małych kobietek do swoich eksperymentów medycznych, że wspólne śledztwo przeciwko niemu prowadzą Sherlock Holmes i Herkules Poirot. Bez wątpienia oczywiste są zarówno korzyści, jak i porażające absurdy, płynące z takiego rozwiązania. W komiksach tak już jest. Potwór z Bagien istnieje w tym samym świecie co Superman, a także Batman, Wonder Woman i dziesiątki innych postaci z kosmosu nakreślonego w najróżniejszych publikacjach wydawnictwa DC Comics.
Jak napisałem, zjawisko to niesie ze sobą zarówno korzyści, jak i absurdy. Absurdy są oczywiste: horror, jeśli ma funkcjonować jak należy, wymaga delikatnej, starannie podtrzymywanej atmosfery, którą zniweczyć może nagłe pojawienie się człowieka w zielonych rajtuzach i pomarańczowej pelerynie, zwłaszcza jeśli jest to postać, która lubi słowne gierki. Zalety są mniej oczywiste, ale gdy się już uda je znaleźć, okazuje się, że było warto. Koszmar znawcy danego świata, czyli współistnienie w tym samym uniwersum tysiąca różnych bohaterów, dysponujących nadnaturalnymi mocami, może - przy wrażliwym i życzliwym podejściu - stać się bogatym i żyznym, mitycznym tłem, pełnych archetypicznych postaci, które tylko czekają, by po nie sięgnąć. Oczywiście, sam zamysł jest nadzwyczaj bezsensowny, ale skrzywdzicie zarówno samych siebie, jak i gatunek, jeśli pozwolicie, by bezsens przysłonił wam naprawdę wspaniałe i oszałamiające aspekty tego zjawiska.
Wyobraźcie sobie świat zaludniony przez różne rasy obcych, od transcendentnie boskich po lovecraftowsko ohydne. Wyobraźcie sobie kosmos, w którym wciąż gdzieś istnieją starożytni bogowie, a całe wymiary zamieszkują zabawne, antropomorficzne zwierzęta. Gdzie Niebo i Piekło są całkowicie realne, a także dostępne dla każdego i gdzie zarówno anioły, jak i demony bezkarnie chodzą po ziemi. Wyobraźcie sobie planetę, na której niebezpieczne promieniowanie powodowało superprędkość, a nie raka kości i gdzie latający po niebie mężczyźni i kobiety wręcz zakrywają słońce. Wyobraźcie sobie miejsce, w którym ludzie są bardzo dobrzy albo bardzo źli i nie ma miejsca na przeciętność. Nie, bez wątpienia owo uniwersum nie przypominałoby świata, w którym żyjemy, ale to nie oznacza, że nie mogłoby być równie wspaniałe, poruszające, smutne czy straszne. Z tej perspektywy pojawienie się w tym komiksie Ligi Sprawiedliwości czy złoczyńcy z klasycznych komiksów DC, Jasona Woodrue, nie okaże się dla niewtajemniczonych aż tak irytujące.
Inną ważną cechą, która odróżnia horror komiksowy od jego szacowniejszych krewnych, jest otwarta forma opowieści. Tutaj historie się nie kończą - a przynajmniej nie w sposób, w jaki kończy się film czy książka. O, być może uda się uniknąć zagrożenia albo nawet je pokonać, ale za miesiąc pojawi się coś innego - to pewne jak amen w pacierzu. Bohater będzie walczył bez końca, aż kiepska sprzedaż albo jakiś inny czynnik zdecyduje o zaprzestaniu publikacji serii. Ale nawet wtedy porzucony protagonista może liczyć na tyle gościnnych występów w seriach o innych bohaterach, by uniknąć całkowitego niebytu. Historia rzadko się kończy, nawet wtedy, gdy dany komiks pluje już krwią i pada z nóg. Nigdy też się nie zaczyna, chyba że macie szczęście wypatrzeć hitową serię od razu, gdy zacznie wychodzić, albo dość pieniędzy, by później dokupić archiwalne numery. Każdy, kto pierwszy raz sięga po komiks, niemal na pewno znajdzie się w środku historii, która być może powstała przed jego narodzinami i prawdopodobnie będzie trwała po jego odejściu z tego świata. Seria o Potworze z Bagien nie jest wyjątkiem od tej reguły. (...) *
Moje próby poprowadzenia Sagi o Potworze z Bagien w trochę innym kierunku** są równie dobrym momentem na początek lektury, jak każdy inny. Wasza łódź skieruje się po cichu w nowe meandry horroru, gdzie drzewa są ciężkie od nieznanych owoców, które wydają się piękne i trujące zarazem. Choć nie przywykliście do tutejszych nurtów, mam nadzieję, że się nie zgubicie, a jaskrawe i toksyczne przysmaki trafią w wasz gust."
* Tutaj znajdował się opis wydarzeń z Sagi, zanim jej scenarzystą został Moore.
** To bardzo skromne stwierdzenie, bo Moore wywrócił wszystko do góry nogami. Dzięki czemu słabo sprzedająca się seria odniosła upragniony sukces, a w końcu stała się pozycją kultową.
PS. Niniejszy wstęp przetłumaczony został przez Jacka Drewnowskiego, tak jak i cały 1 tom komiksu, który to w 2007 roku wydany został w Polsce przez wydawnictwo Egmont (klik).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
anonimie, podpisz się