Czy wiecie, że pierwszy superbohater żył już w XIX wieku? Że mimo, iż działał na jakieś 70 lat przed Batmanem, to posiadał dużo nowocześniejszy sprzęt, a właściwie to sam takim sprzętem był (sic!)? Czy wiecie, że nie słyszeliście o nim wcześniej, gdyż jego przygody są ściśle tajne, jednak potwierdzić by je mógł sam Abraham Lincoln? Zapomnijcie o Supermenie, Iks Menach i Człowieku Pająku. Z pierwszymi super-złoczyńcami Ameryki - którymi były oczywiście wampiry, wilkołaki i demony... - walczył(a?) Przykręcana Głowa.
Mike Mignola to, moim bardzo skromnym, jeden z najbardziej utalentowanych twórców komiksowych w historii. Istny dr Frankenstein XX wieku. Za jednym zamachem ożywił zapomnianą pulpę, Edgara Allana Poe, kino sci-fi lat 50., Rasputina, III Rzeszę, Babę Jagę i całą masę innych postaci z wierzeń, legend i baśni całego świata. W spójną całość spiął te elementy za pomocą bardzo charakterystycznej kreski, gęstej atmosfery, makabreski, błyskotliwych dialogów, czarnego humoru oraz sporej dawki ironii. No i głównego bohatera rzecz jasna. I niczym potwór Frankensteina, jego dziecko - a mowa tu o Hellboyu, jakby co - żyje własnym życiem. Aż ma się wrażenie, że kolejne opowiadane przez Mignolę historie nie są zlepkiem wielu innych, lecz jakby sam je wszystkie wymyślił. Czyli coś jak u Tarantino, tylko w świecie komiksu. A teraz powagę Hellboya zastąpmy absurdem, kiczem i patosem, dodajmy do tego steampunk, a humor i ironię pomnóżmy razy dwa. Oto Zadziwiająca Przykręcana Głowa.
Tytułowy bohater to tajny agent rządu amerykańskiego czasów prezydenta Lincolna. Jest on ... metalową głową, która w razie potrzeby wkręca się w różne sztuczne ciała służące mu za, powiedzmy, swego rodzaju roboty bojowe. Jego głównym wrogiem jest niejaki Imperator Zombie. Bardzo zły umarlak pragnący władzy nad światem, co uskuteczniać próbuje z pomocą innych nieprzyjemnych postaci. Przykręcana Głowa ma w ten sposób ręce pełne roboty. Nawet, jeśli akurat pozbawiony jest rąk. Dzieje się tu naprawdę dużo, a na zachętę wspomnę jeszcze, że jedna z postaci nazywa się Profesor Faust. I że jednym z pomocników Imperatora jest morderczy szympans, a po jasnej stronie mocy mamy nieśmiertelnego Pana Psa. I że jest nawet urocza retrospekcja pokazująca miłość głównego bohatera do pewnej przyszłej wampirzycy.
Historia Zadziwiającej... przedstawia się mniej więcej tak: Mignola spłodził to w formie ok. 30-stronicowego komiksu jako humorystyczną odskocznię od Hellboya. Znaczy się zrobił jedną wielką pulpę dla jaj. Komiks się spodobał, do drzwi autora zapukali ludzie z telewizji Sci Fi Channel z propozycją adaptacji w postaci serialu animowanego. Powstał tylko jeden odcinek, tzw. pilot. Rzecz, która wygląda jak wyjątkowo upiorna kreskówka dla dzieci. Taka Rodzina Addamsów zmieszana z klimatem superbohaterskim i na prochach. Powiedzmy. Bardzo zabawne, ale bardzo popieprzone. Projekt został anulowany, bo publika tego nie kupiła. I teraz pytanie dlaczego? Przecież pierwowzór odniósł sukces, przecież Mignola był na fali za sprawą filmów Guillermo del Toro. Czyżby chodziło o to, że adaptacja Zadziwiającej... to 100% naszego bohatera, w przeciwieństwie do adaptacji aktorskich
Przyznam szczerze, że gdzieś w trakcie pisania uciekła mi wena i coś znaleźć jej nie mogę. Z drugiej strony to cudeńko trwa ledwie 20 minut i jeszcze zdradziłbym za dużo? Nieważne. Jeśli ktoś lubi pana Mike'a, to niech koniecznie sprawdzi Przykręconą Głowę. Nawet wizualnie bardzo przypomina to komiksowy pierwowzór (w przeciwieństwie nawet do animowanych adaptacji Hellboya). A jeśli ktoś amerykańskiego mistrza nie zna - lub zna tylko z filmów del Toro, na jedno wychodzi - to od tego szaleństwa warto zacząć z nim przygodę. Zajebista rzecz, po prostu. Zresztą popatrzcie na screeny. Całkiem zachęcające, prawda? A teraz wyobraźcie sobie do tego kupę zabójczych dialogów. Jak dla mnie bomba.
PS: Pomyślana jako początek serialu animacja nie jest całkiem wierną ekranizacją komiksu, który stanowi przecież zamkniętą całość. To złe i dobre jednocześnie. Złe, bo pierwowzór jest świetny w każdym miejscu, czyli tym samym filmowcy pozbawili się kilku atutów. Dobrze, bo udowodnili, że kreatywni z nich goście. A ich zmiany i tak bardzo pasują. I przekonują, że Mignola śmiało mógłby z ...Przykręcanej Głowy zrobić choćby mini-serię. Nie wątpię, że byłaby równie udana jak ten przezabawny one-shot.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
anonimie, podpisz się