wtorek, 22 lutego 2011

Rzeczy kilka o pewnym komiksie i jego zbliżającej się adaptacji

teaser poster

"Słyszałem, że Bezimienny, kapłan zombie, przybył do miasta i stworzył gang żywych trupów!  Dzięki niegodziwości, jaka jest wszechobecna w tym grodzie, jego banda szybko się rozwijała. Rosła w siłę aż potęga Bezimiennego ustępowała jedynie wpływom rodziny Labrazio. Tak, nawet dysponując niewyczerpanym źródłem żołnierzy, ten szczur bez imienia nadal nie może przewyższyć Labrazia. Nie może, bo dla Labrazia pracuje ON. Zgadza się... ON! Nawet nieumarli się GO boją! Nawet nieumarli boją się... ZBIRA!"

To pierwszy, ale nie ostatni, wpis na blogu poświęcony w głównej mierze komiksowi. Tak jest, to takie małe ostrzeżenie. Ale przejdźmy do rzeczy. Zbir (oryg. The Goon) to mieszanka noir, be-klasowych filmów grozy i sci-fi z lat 50., komiksów superbohaterskich i absurdu rodem z Latającego Cyrku Monty Pythona. 250% pulpy - z przymrużeniem oka oczywiście - i tyle samo postmodernistycznej zabawy (pojawiają się zresztą filmowe cytaty, ewentualnie parafrazy, od Pewnego razu na Dzikim Zachodzie przez Chinatown po Conana Barbarzyńcę). Innymi słowy rzecz to całkiem kinowa. Spłodził ją pan Eric Powell, dzięki niej uchodzący za jednego z najciekawszych scenarzystów i rysowników współczesnego komiksu.

Łatwo mu nie było (o tym na koniec), ale Zbir z miejsca odniósł sukces i po jakimś czasie zainteresował się nim sam David Fincher. Bynajmniej nie dlatego, że adaptacja szalonych przygód brutalnego gangstera, to murowany sukces. Reżyserią mającego niedługo powstać filmu animowanego zajmują się dwaj panowie związani z Blur Studio. Tim Miller to człowiek mający spore doświadczenie we współtworzeniu efektów wizualnych, na swoim koncie ma robotę przy takich filmach jak Scott Pilgrim kontra świat, X-Men czy Noc w muzeum. A Jeff Fowler to z kolei autor bardzo sympatycznej krótkiej animacji pt. Gopher Broke, która otrzymała nominację do Oscara w 2004 roku (zobaczyć ją można tutaj). David Fincher zajął się produkcją, a scenariuszem, na szczęście, sam Eric Powell. No ale z czym to się je?

bohater nie lubi bawić się w berka
Zbir to przede wszystkim durna rozpierducha pełna czarnego humoru, której podstawą jest jako taka kinofilia autora oraz absurd osiągający kosmiczne rozmiary. Zresztą tytuły poszczególnych historyjek mówią wszystko: Giń, rybo, giń, Dziecko sodomii Szatana czy (mój absolutny faworyt) Atak jednookiej kanalii z kosmosu. Charakter komiksu kojarzy mi się trochę z przygodami Lobo, ale - jak dla mnie - stoi to na dużo wyższym poziomie. Znaczy się Lobo po latach już mnie jakoś szczególnie nie bawi i pozostaje głównie sentyment, a Zbira odkryłem stosunkowo niedawno i bawi wielce.

Akcja dzieje się w jakimś anonimowym mieście w czasach Wielkiego Kryzysu (sic!). O władzę walczą dwaj gangsterzy: enigmatyczny Labrazio (którego prawą ręką jest tytułowy bohater) oraz Bezimienny Kapłan rządzący gangiem żywych trupów. Ale zombiaki to tylko jeden z wielu fantastycznych fajerwerków fabuły, bo w mieście pojawiają się (i żyją) przeróżne odjechane postaci, od Zgreda - bezlitosnego szeryfa pożywiającego się trupim mięsem, po dzieciożerne elfy, które uciekły Świętemu Mikołajowi specjalizującemu się w torturach. Ale nie zdziwcie się, kiedy nagle w kadrze pojawi się też Albert Einstein czy doktor Mengele.


Tak jest, Zbir to rzecz kompletnie posrana. Zresztą sam tytułowy bohater nie jest żadnym szlachetnym mięśniakiem. Bo choć dzielnie pilnuje porządku na swoim terytorium, to rasowy z niego badass motherfucker. Podobnie zresztą jest z jego najlepszym kumplem imieniem Franky, kurduplowatym cwaniaczkiem pozbawionym tęczówek oczu, a specjalizującym się w kibicowaniu Zbirowi podczas kolejnych rozrób (sam też lubi czasem kogoś zabić). Rozrób, których oczywiście od groma, choć nie znaczy to, że kolejne kadry wypełniają same bójki, bo sporo też zabójczych dialogów. Panowie reżyserzy i Fincher (przy ścisłej współpracy z Powellem) nakręcili próbkę przyszłego filmu, aby zachęcić potencjalnych sponsorów do realizacji. Najpierw wypuszczony został ten oto zachęcający teaser, następnie taki oto pseudo-trailer. Przyznam szczerze, że sam trailer podoba mi się średnio, ale boli mnie głównie fakt, że to Franky jest tam na pierwszym planie. Świetnie za to zostali dopasowani aktorzy: Clancy Brown jako Zbir oraz Paul Giamatti jako jego wyszczekany przyjaciel. Ich głosy pasują idealnie.

Zbir vs. zmutowane szczury
Martwią dwie rzeczy. Ogromnym plusem komiksu jest to, że składa się z wielu krótkich historyjek (przerywanych różnymi dygresjami, typu reklamy fikcyjnego komiksu o posiadaczu nuklearnego mózgu strzelającego atomowymi pociskami). Dzięki temu nie ma czasu, by ewentualnie znużyć, a Powell lubi też konkretne przygody zakańczać w dosyć nieoczekiwanych momentach. Co jest znakiem rozpoznawczym komiksu. No i w filmie tego nie będzie, ma być to jedna klasyczna opowieść. Jak mówi Powell, misz-masz przeróżnych części Zbira. Drugą rzeczą jest bariera wiekowa widzów - PG13. Czyli będzie to wersja ugrzeczniona. Autor obiecuje, że to nie problem i charakter komiksu będzie mimo to zachowany. Ciężko się w wypadku takiego szaleństwa nie martwić, ale oczywiście cały czas kibicuję. I wierzę, że nie zakończy się to bezmyślną postmoderną, jaką okazał się The Haunted World of El Superbeasto, którą popełnił niedawno Rob Zombie.

A na koniec kilka ciekawostek:
- Powell nie wie czym dokładnie jest Zbir. "Nie jest ani komiksem undergroundowym, ani komiksem mainstreamowym. Może jest czymś pomiędzy, a może czymś jeszcze innym, ja nie wiem" (cytat niedosłowny, ale sens zachowany);
- autor przez kilka lat pracował dla różnych wydawnictw komiksowych jako zwykły rzemieślnik. Jednocześnie wymyślał też i rysował do szuflady historie ze świata Zbira. W końcu zaczął je różnym wydawnictwom przesyłać, ale żadne nie było zainteresowane publikacją. Wreszcie za namową żony zaciągnął spory kredyt i założył własne wydawnictwo, by swoje dzieło wydać. Jakoś tak. W każdym razie z miejsca odniósł sukces i na pustą lodówkę nie narzeka;
- Zbir zgarnął kilka prestiżowych nagród w świecie komiksu. I kilka lat temu trzy albumy wydano nawet w Polsce. Niestety bez powodzenia i projekt zawieszono. Prawdopodobnie najważniejszym tego powodem jest wydanie tych albumów w złej kolejności. Panowie z Taurus Media wrzucili polskiego czytelnika na głęboką wodę, dopiero w trzecim albumie wyjaśniając podstawowe dla komiksu rzeczy, typu kim jest główny bohater i jak wyglądają jego relacje z enigmatycznym bossem. Trochę taki samobój. Wprawdzie w USA albumy wydane zostały w takiej samej kolejności, ale wcześniej przygody Zbira amerykańscy czytelnicy znali już z pojedynczych zeszytów i krótkich historyjek umieszczanych w innych seriach czy magazynach.

Teraz polskie wydania znaleźć można na Allegro za śmiesznie niską cenę. Tak jakby co. Warto. O ile nie gardzi się pastiszem starej dobrej klasy B. A czasem jej parodią. A czasem nie wiadomo czym.

2 komentarze:

  1. the goon to chyba najlepszy komiks do czytania przy wtórze the spits w głośnikach.
    przeczytałem wszystkie numery. pamiętam, że najbardziej rozbawił mnie idiotyczny dowcip z foką-jasnowidzem
    "- af! af! af!
    - nikt nie będzie tak mówił o mojej matce!")
    i jednostronicowy komentarz autora na temat bycia nominowanym do nagrody Eisnera. agresywnie głupie, ale niezwykle zabawne. i bardzo fajna kreska nawiązująca do golden age.

    polskie wydania miałem w ręku jakiś czas temu w empiku. przez tłumaczenie całość traci trochę komizmu, ale to nieuniknione.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie próbowałem ze Spitsami. Jak mogłem na to nie wpaść?!
    Foka + jednooka kanalia + Einstein = jedna z moich ulubionych historyjek. Trzy strony absurdu w najlepszym wydaniu.

    No Buzzarda przetłumaczyli na Zgreda... Nie mniej jednak szkoda, że to w Polsce nie wypaliło. Ja mam te trzy "nasze" albumy, a resztę zaczynam zbierać po angielsku. Jak wygram w totka, to sobie nawet figurki kupię.

    OdpowiedzUsuń

anonimie, podpisz się