niedziela, 19 stycznia 2014

Pod Mocnym Aniołem (Wojciech Smarzowski, 2014)

Tekst opublikowany też na łamach portalu E-Splot.


Smarzowski od samego początku swojej kinowej kariery spotykał się z zarzutami o zbytnią groteskowość i/lub drastyczność swoich obrazów. Zarzutami zwykle nieuzasadnionymi. W zeszłorocznej "Drogówce" pojawiły się już niestety objawy pewnego zmęczenia reżysera, wynikłe, jak mniemam, z jego pracoholizmu. Filmem tym, choć w gruncie rzeczy znakomitym, autor w kilku miejscach popadał bowiem w manieryzm. Nędza i brud zdarzały się nawet tam, gdzie zdarzyć się wcale nie musiały (a raczej nie powinny). Ostatecznie można to jednak było usprawiedliwić tym, że u swoich podstaw film miał przecież satyryczne przejaskrawienie rzeczywistości. Szkoda, że bronić "Pod Mocnym Aniołem" nie jest już tak łatwo.

Najnowszy film pana Wojtka to w zasadzie kino paradoksu. Paradoksu, który tkwi nie tylko w nim samym, ale i w próbie jego, nomen omen, trzeźwej oceny. Z jednej strony jest to pozycja bardzo celna i tak samo ciekawa. Znajdziemy w niej liczne przerażające obserwacje smutnych żywotów alkoholików. Groteskowe, ale jak najbardziej prawdziwe (znacie "Korkociąg"?). Smarzowski nagromadził u siebie mnóstwo najrozmaitszych pijanych sytuacji dążąc do swoistego zuniwersalizowania naszego sportu narodowego. I to mu się udało - koszmar jednego polskiego alkoholika jest zarazem zbiorowym koszmarem wszystkich polskich alkoholików. Jedna postać staje się dwoma, dwie stają się jedną. Granicy między jawą a swego rodzaju snem nie ma.

Z drugiej strony brakuje w tym wszystkim wyczucia. Brakuje czegoś, co dla wszechobecnego syfu stanowiłoby choćby minimalną przeciwwagę (bo nie jest nią zaskakująco rzadki humor, przeważnie będący zresztą humorem [celowo] prostackim, ani też romantyczny wątek miłosny, który znajduje się ledwie na marginesie historii). Wszyscy (sic!) chodzą tu zarzygani, obszczani i obsrani. Jeden typ wypada podczas imprezy z okna i wraca połamany czołgając się, aby móc napić się więcej. Drugi siada przy przystanku na koszu na śmieci myląc go z kiblem. I robi swoje. Pewna biedaczka zostaje przyłapana przez swojego męża na kradzieży pieniędzy (wiadomo na co), za co zostaje ukarana gwałtem analnym. I tak w kółko, do samego końca (filmu lub widza, chciałoby się sparafrazować pewnego twardziela). Problem z tego wynikły jest oczywisty i przecież, o zgrozo, typowy dla reżyserów dopiero początkujących. Kolejne sceny nie straszą, lecz znieczulają. Niektóre z nich najwyżej brzydzą, czasem nawet bardzo, ale ostatecznie ilość wypitego przez kolejne postaci alkoholu sprawiła tylko, że po seansie sam miałem ochotę się napić. Co też uczyniłem. Cel tego wszystkiego - obawiam się, że niepowiązany z moją sympatią do browaru - również jest oczywisty. Smarzowski chciał zszokować. Tak bardzo chciał zszokować, że postanowił nakręcić najobrzydliwszy film w historii kina polskiego. I to mu się chyba także udało, tyle że ceną okazała się jakość.

Żeby było ciekawiej, od strony formalnej jest to być może nawet najlepsze dokonanie kontrowersyjnego autora. Film jest niekończącym się ciągiem nie tylko różnego rodzaju aktów przemocy i niepoliczalnych ilości wydalanych różnymi otworami wydzielin, ale też halucynacji. Zobrazowanie delirium i stanów spokrewnionych udało się rewelacyjnie. Nagłe przebitki niczym flashbacki z ledwie pamiętanej imprezy. Rozbijanie scen na części i mnożenie mylnych tropów odnośnie prawdziwości kolejnych wydarzeń. Montaż imitujący pamięć ludzką (kto wie, może nawet Alain Resnais byłby dumny). I wreszcie to ostatnie ujęcie, tradycyjnie sfilmowane za pomocą kranu, od dawna będące już podpisem, jaki Smarzowski składa pod swoją twórczością. Niby banalnie proste, ale w kontekście wydarzeń całego filmu będące kropką nad i błyskotliwą tak, jak miało to miejsce w dwóch wcześniejszych filmach reżysera. Nic, tylko bić brawo.

Co jednak z imponującej formy, jeśli w imię nie zawsze fajnej zasady "coś za coś" nikną gdzieś w tym wszystkim emocje i dramaturgia? Już nie chodzi tylko o to rozczarowujące usilne szokowanie odbiorcy, ale o bohatera. Postaci drugoplanowe są na ogół świetne. Bardzo wyraźne, o ciekawych życiorysach, zagrane przez utalentowanych aktorów. Wiadomo (powiedzmy). Rzecz w tym, że tej, która jest najważniejsza, jest w pewnym sensie najmniej. Cały film to projekcja jej zniszczonego umysłu, ale co mi z narracji subiektywnej, skoro, o dziwo, niemalże nie ma w niej psychologii? Przesadnie literackie dialogi, ciul wie dlaczego w ogóle mające tu aż tyle miejsca, też nie pomagają. "Pod Mocnym Aniołem" to rzecz do bólu fizyczna i niestety tylko fizyczna. Cierpienie psychiczne zostało tak naprawdę ledwie naszkicowane. To się sprawdza w wypadku epizodów i drugiego planu, ale jakim cudem miałoby się sprawdzić u głównego bohatera? U gościa, który ma być podstawą fabuły, a jednak jawi się tylko jako pierwszy lepszy pretekst do przedstawienia surrealistycznego maratonu żałosnych upadków i wulgarności. A ja bym chciał po prostu, tak zupełnie zwyczajnie, przejąć jego losami. Zdaje się, że nie ma w tym nic dziwnego.

W każdym z poprzednich filmów Smarzowski korzystał z gatunkowego sztafażu. W "Weselu" była komedia romantyczna, w "Domie złym" czarny kryminał, w "Róży" western, a w "Drogówce" film sensacyjny. W "Aniele" pojawia się pewne sekwencja - dotycząca rolnika sprzedającego swojego konia - którą reżyser nagle wchodzi na teren horroru. I dochodzi do natychmiastowego orzeźwienia. Ale sekwencja ta kończy się, a wraz z nią potrzebna filmowi energia. Po każdym z poprzednich utworów Smarzowskiego czuło się swoistego kaca. Tymczasem po tym, choć przecież na samą myśl o przelanych w nim hektolitrach alkoholu może się zakręcić w głowie - żadnego kaca nie ma. Nie lubię takich paradoksów.


PS. Możliwe, że moje powyższe narzekanie brzmi nieco surowiej, niż brzmieć powinno. "Anioł" nie jest filmem złym. Jest filmem średnim, a złym jak na reżysera, który na koncie miał wcześniej wyłącznie pozycje wybitne. Co ciekawe, zdaniem Pilcha "Anioł" przebił "alkoholowe" klasyki Wildera, a nawet Hasa. Tylko mu przypadkiem nie wierzcie.

44 komentarze:

  1. To chyba najsurowsza recenzja "Anioła" jaką do tej pory czytałem. Ja jeszcze muszę poczekać na seans, póki co biorę się za "Żółty szalik".

    OdpowiedzUsuń
  2. "Żółty szalik" dobra rzecz, ale nie ma to jak "Pętla".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie skończyłem oglądać i jestem mile zaskoczony. Pozostaje mi go przetrawić na trzeźwo :)

      Usuń
    2. Morgenstern to był ogólnie fajny reżyser. Sprawdź kiedyś "Do widzenia, do jutra", "Trzeba zabić tę miłość" czy - z nieco innej półki - "Jutro premiera". Dobre kino.

      Usuń
    3. Do tej pory widziałem jedynie "Mniejsze zło" poza "Szalikiem". Spróbuję zaproponowanych przez Ciebie tytułów, jak mi się spodobają, to może sięgnę nawet po książkę o Morgensternie.
      Aż żałuję, że jak jeszcze żył i miałem okazje chodzić na spotkania z nim to nie wykorzystałem okazji.

      Usuń
    4. http://stopklatka.pl/-/7973797,niesmiertelny :)

      Usuń
    5. Ponoć Morgenstern (jako drugi reżyser) wymyślił słynną scenę "alkoholową" z "Popiołu i diamentu" Wajdy (zapalanie kieliszków z wódką).
      Ze starych filmów Morgensterna podobał mi się szczególnie wojenny "Potem nastąpi cisza".

      Usuń
    6. Dobry artykuł, aż mam ochotę zapoznać się bliżej z jego twórczością :)

      Usuń
    7. Dopiero teraz zerknąłem na ten artykuł i widzę, że jest w nim mowa o tej scenie, o której wyżej wspomniałem.

      Usuń
  3. Tak, "Pętla" to i mój polski faworyt kina o alkoholikach.
    Miałem w weekend iść na premierę "Anioła", ale choroba przykuła mnie do łóżka na kilka dni. Przez to karmię się przeróżnymi recenzjami i faktycznie, są bardzo różne. A że Pilch chwali to dziwne, bo z tego co czytałem z nim w wywiadzie to zdecydowanie miał na film nie iść.
    BTW widzieliście może : http://pl.wikipedia.org/wiki/Pod_wulkanem_(film) ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://booklips.pl/czytelnia/listy/list-jerzego-pilcha-do-widzow-pod-mocnym-aniolem/

      Usuń
  4. Mój nie tylko polski;]

    Nie widziałem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaskakująco negatywna recenzja, ale to chyba świadczy o tym, że wiele, może zbyt wiele, oczekiwałeś po tym filmie. Jak tylko obejrzę "Drogówkę" to zabiorę się także za ten nowy film Smarzowskiego (bo obsada zachęca, temat niezbyt, bo jest dość oklepany).
    Nie widziałem "Pętli", z polskich filmów na ten temat to kojarzę przede wszystkim "Wszyscy jesteśmy Chrystusami", no i "Wesele" Smarzowskiego - szczególnie ten drugi zaskakująco dobry jak na film korzystający ze sztafażu komedii romantycznej.
    Ale najlepszy jest oczywiście klasyk Wildera "Stracony weekend", nawet wymuszony happy end nie zepsuł wymowy dzieła. Polecam także "Dni wina i róż" Blake'a Edwardsa, ale nie wiem o jakim klasyku Wylera mówisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "to chyba świadczy o tym, że wiele, może zbyt wiele, oczekiwałeś po tym filmie"
      Oczekiwałem udanego filmu.

      "szczególnie ten drugi zaskakująco dobry jak na film korzystający ze sztafażu komedii romantycznej"
      Obczaj "Her" Spike'a Jonze'a,kawał zajebistego kina, u nas będzie prosto na Walentynki.

      "nie wiem o jakim klasyku Wylera mówisz"
      Najlepsze jest to, że ja też nie. Nie wiem skąd mi się Wyler wziął, pewnie przez Wildera. :D

      Usuń
    2. Przypomniało mi się, że Wyler nakręcił film "The Westerner", w którym nagrodzony Oscarem Walter Brennan wypowiada słynną kwestię: "Nie wylewaj gorzały, bo wypalasz dziurę w kontuarze". Dawno widziałem ten film, z tego co pamiętam to saloon był ważnym miejscem akcji, lecz alkohol lał się wcale nie częściej niż np. w "Rio Bravo", w którym Dean Martin rzadko rozstawał się z butelką.

      Usuń
    3. Leży mi Westerner na dysku od dawna, ale żadne napisy nie pasują, a dźwięk w tych filmach nie najlepszy :(

      Usuń
    4. Cytat zacny, oczywiście!

      Usuń
  6. nie widziałem jeszcze tego filmu bo piłem /b

    OdpowiedzUsuń
  7. ,Pod Wulkanem' można obejrzec bez bólu... ale też i bez ekstazy. Bogactwa powieści Malcolma Lowry'ego, to nie oddaje nawet w małym stopniu.
    Bardzo dobrym filmem o chlaniu jest , Barfly' Schroedera
    Genialnym filmem o wąchaniu benzyny jest , White Lightning' Murphyego ( nie mylic z tym z Burtem Reynoldsem )

    OdpowiedzUsuń
  8. I tak najlepszym ochlapusem jest Ch.Bukowski, zarówno w wykonaniu Rourke'a w "Ćmie Barowej", jak i Dillona w "Factotum"

    "Pod Mocnym Aniołem" nie widziałem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mi się Barfly za bardzo nie podobał. Nie wiem, może się nie znam, bo nigdy nie czytałem nic Bukowskiego, ale film jest z grubsza o pijaku, który jest bohaterem lokalnego marginesu i wszystkie panie, z nie do końca zrozumiałych przyczyn, dosłownie biją się o jego penisa. To niby jest, chyba, śmieszne i nawet dobrze zagrane, ale jednak trochę głupie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, nie znam nikogo z lokalnego marginesu. Być może na tym właśnie polega magnes takich mężczyzn :) Był alternatywą dla wyperfumowanych, ładnie ubranych i grzecznych. Na niczym mu nie zależało, mistrz riposty, owszem ochlapus. No coś musiał mieć w sobie :) Z drugiej strony nie stawiał poprzeczki zbyt wysoko. Don Jon wychodził z baru z dziewczynami 8, 9, 10/10. Charles brał dwójki, trójki, nie wybrzydzał :)

      Usuń
    2. Trudno uwierzyć, że ta historia jest prawdziwa. A pomijając to, czy jest to fikcja, czy nie, to w tym filmie nie ma zbyt wiele poza powierzchownym idealizowaniem takiego pijańskiego życia... No niby postać tej agentki, która chce publikować twórczość Rourke'a może być satyra na dziewczyny, którym imponują tacy badboye albo na ludzi, którzy szukają artystów w różnych dziwnych miejscach.

      Usuń
  10. MOŻLIWY SPOILER
    ...
    ...
    ...
    A jakiś pomysł skąd w filmie Kafka? O ile Bukowski i Jerofiejew to dość zrozumiałe wybory, bo obaj pisarze mieli większe lub mniejsze przygody z alkoholem, tak ten Kafka mnie zastanawia. Podobnie jak kilka osób, z którymi o filmie rozmawiałem. Może po prostu o Kafce czegoś nie wiem, albo to tylko odwołanie do formy? Że niby ta kafkowa bliska tej pilchowo-smarzowskiej?
    Jakieś pomysły? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Filmu nie widziałem, ale być może chodzi właśnie o sytuację w której człowiek jest zależny od czegoś, uwięziony w jakiejś sytuacji, jak w jego "procesie". Być może "Pod Mocnym Aniołem" funkcję urzędników z "Procesu" (od których zależało życie bohatera), pełni tutaj własnie wódka ? :)

      Usuń
    2. Coś w tym chyba jest...

      Usuń
    3. ... bo od pewnego etapu chlania jesteś robalem.

      Usuń
  11. A to tu jest nieprawdziwe. Faye Dunaway to taka sama loserka, jak on, ta dziennikarka jest nim zafascynowana, przez atrakcję odmienności . pewnie jeszcze w życiu takiego typa nie spotkała, to jest ta pierwsza faza zauroczenia - gdyby miała z nim sie związac na dłużej, pewnie by to zupełnie inaczej wyglądało. To jest szybki strzał. A do tego sytuację nakręca kobieca rywalizacja.
    To nie jest idealizowanie. Charles Bukowski był takim rzadkim typem pijaka, którego alkohol nie zniszczył, a raczej dawał mu pałer i budował jego harmonię ze światem i samym sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na temat Bukowskiego (i jego twórczości) wiem tylko tyle, że jest kultowy. A ten film cały wydaje mi się nieprawdziwy, nie tylko związki z kobietami, ale cała historia. To że pijak może sobie tak wesoło żyć. Niby rozumiem, że może Bukowski opowiadając takie historie chciał coś powiedzieć, ale nie za bardzo rozumiem co. Bo jeśli chodzi o to, że jemu się dobrze żyło w takim świecie, to nie za bardzo rozumiem tą kultowość - coś takiego to może co najwyżej robić wrażenie na zbuntowanych licealistach.

      Usuń
  12. A co to znaczy ,kultowy' ?
    A nie wyrwałeś nigdy laski z problemami w knajpie o trzeciej nad ranem ?
    Ten film nie jest adaptacją prozy Bukowskiego, tylko portretem pewnego ' life artu' opartym lużno na jego wizerunku.

    OdpowiedzUsuń
  13. Słabo znam Bukowskiego, dwie powieści i kilka wierszy (bardzo polecam animowaną adaptację "Mężczyzny o pięknych oczach" http://www.youtube.com/watch?v=JW12Ealvj0s). Niemniej to, co jest w nim zajebiste, to jego szczerość + dokumentalny charakter jego prozy. Zapis życia, które dla przeciętnego odbiorcy jest jak S-F, mimo że toczy się gdzieś obok. Odnośnie tego ostatniego zacny cytat z "Pieśni Lodu i Ognia": "Czytelnik żyje tysiącem żyć. Kto nie czyta, ten ma tylko jedno życie".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z drugiej strony taka "Szmira" to satyra i parodia klasycznego noir. Tak na marginesie.

      Usuń
  14. @Simply
    Bukowski napisał scenariusz, film jest na wpół autobiograficzny, a bohaterem jest postać Henry'ego Chinaskiego (zupełnie jak w jego książkach), więc wcale nie jest tylko luźno oparty na jego wizerunku.

    Tak dopiero teraz zauważyłem, że ty i wcześniej Patryk odpisując na mój komentarz podajecie logiczne przyczyny dlaczego postępowanie bohaterów jest realistyczne, i że ta historia jest prawdziwa... Nie to, że źle robicie, w końcu trochę niemądrze napisałem "wszystkie panie, z nie do końca zrozumiałych przyczyn" i "Trudno uwierzyć, że ta historia jest prawdziwa", ale mi chodzi o to, że te postacie zachowują się głupio, a cały film to trochę taka opowieść pijaczka, który chwali się jaki to on fajny nie jest, i że dziewczyny go lubią, i że jest superutalentowany itp. Natomiast zachowanie bohaterów ma jak najbardziej swoją logikę i sens, z tym się zgadzam.

    @Marcin
    "Niemniej to, co jest w nim zajebiste, to jego szczerość + dokumentalny charakter jego prozy."

    To jest trochę jak Robert Crumb albo Chester Brown :) Nie no, pewnie masz rację - musiałbym przeczytać jakąś jego książkę, żeby wyrobić sobie zdanie na jego temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A właśnie - ja tego filmu nie widziałem, ale wspomniana wcześniej "Szmira" (dedykowana złemu pisarstwu!) powstała w wyniku wkurwu Bukowskiego na Hollywood, przez które - jak uważał - został po prostu wykorzystany. Nie znam szczegółów, ale, o ile mnie pamięć nie myli, pisarz uważał, że mu jego scenariusz zgwałcono.

      Usuń
    2. nie nie nie :) to powieść "Hollywood" traktowała właśnie o pracy przy tym filmie. Kinomanom zresztą polecam :) Taki filmowy Hollywoodzki rynsztok.

      Usuń
    3. Nie miałem na myśli tego, że "Szmira" opowiada o pracy przy tym filmie, acz całkiem możliwe, iż tylko sobie ubzdurałem, że i ona powstała ze względu na jego hollywoodzkie doświadczenia :)

      Usuń
    4. Hmm... OK, to teraz już wiem, po które jego książki sięgnąć :)

      Usuń
    5. "Szmira" nie jest zbyt reprezentatywna (mam kumpla speca od Bukowskiego, który twierdzi, że to rzecz tylko dla fanów). Za to "Factotum" (na bazie którego powstał serial "Californication" - będący Bukowskim w wersji ultra-pop) na pewno tak.

      Usuń
    6. OK, zanotowane, chociaż ta "satyra i parodia klasycznego noir" brzmi kusząco.

      Usuń
    7. Czesiek bawi się tam konwencją ostro (nierzadko prowokacyjnie) i chwilami można się w trakcie lektury zadławić śmiechem :) Ale, jak dla mnie, trochę to jednak za długie. Za dużo tej całej beki i w pewnym momencie robi się to już monotonne.

      Usuń
  15. A tak swoją drogą, Bukowski nie jest jakiś wyjątkiem. Cała czołówka amerykańskiej literatury to alkoholik na alkoholiku:
    Poe, London, Faulkner, Hammet, Chandler, Scott Fitzgerald, Thompson, Hemingway, Steinbeck, Williams, Lowry, O'Neil, Kerouac, Vonnegut, King... jeśli któregoś boozera pominąłem, to sorry.

    OdpowiedzUsuń
  16. Trochę się zgadzam, ale wg mnie i tak jak na polskie standardy film jest świetny. Nie byłem przekonany czy iść, ale zachęciła mnie recenzja Pod Mocnym Aniołem wg Media River. Jedyne co mi przeszkadza to to, że Smarzowski ciagle się trzyma jednego tematu. Jaa rozumiem, że to styl reżysera, ale czasem dobrze robi podmuch świerzości.

    OdpowiedzUsuń
  17. Dla mnie ten film jest wyjątkowy. Wbrew pozorom wcale nie jest tak bardzo przejaskrawiony. Mam kontakt z osobami uzależnionymi, ale niepijącymi, którzy twierdzą, że ta rzeczywistość filmowa jest jak najbardziej zbliżona do ich "pijanego" świata. Uważam, że bardzo mocno Smarzowski przedstawia problem alkoholizmu i dziwnego zjawiska, które buduje się wokół niego - tj. zakłamanie, wstyd itd. Uważam, że jest poruszający i dzięki swym silnym akcentom nabiera pełnego wymiaru :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

anonimie, podpisz się