środa, 11 maja 2011
Autobus 174 (reż. Jose Padilha i Felipe Lacerda, 2002)
Rio de Janeiro, 12 czerwca 2000 roku. Ok. 20-letni Sandro de Nascimento, "dziecko ulicy", uzbrojony w pistolet, wtargnął do autobusu linii 174 w celu obrabowania pasażerów. Miał pecha, bo natychmiast pojawiła się policja. Przez kilka godzin terroryzował pasażerów. Groził ich śmiercią, jeśli władze nie pozwolą mu spokojnie odejść, dostarczając wcześniej... karabin i granat. Wydarzenie to relacjonowały na żywo wszystkie brazylijskie telewizje, w związku z czym policja nie mogła wykorzystać celności swoich snajperów. Wreszcie doszło do porozumienia. Nascimento wyszedł z autobusu w towarzystwie jednej zakładniczki. Wówczas do akcji wkroczył jeden z policjantów próbując go zabić. Ale zamiast trafić "terrorystę", strzelił zakładniczce w głowę. Kiedy upadała z Nascimento na ziemię, ten dobił ją kolejnymi dwoma kulkami. Tłum gapiów rzucił się na niego celem linczu. Został zabrany przez policjantów do radiowozu, a tam, na oczach reporterów i tym samym milionów widzów przed telewizorami, uduszony.
Dokument Lacerdy i Padilhi (ten drugi znany jest jako autor głośnego dramatu sensacyjnego pt. Elitarni z 2007 roku) jest nie tylko zapisem tego tragicznego wydarzenia, ale także bardzo ciekawą próbą sportretowania osoby Nascimento. Obraz składa się więc nie tylko z fragmentów telewizyjnych relacji, ale też z wypowiedzi przeróżnych osób mniej czy bardziej z tą sprawą - lub samym porywaczem - związanych. Głosu udzielają: jego przybrana matka, dziewczyna (?), znająca go od lat pracowniczka opieki społecznej, uliczni gangsterzy i przyjaciele, z którymi się na bruku wychował, wreszcie jego zakładnicy a także policjanci, reporterzy czy pan wszystko wiedzący psycholog. Każdy do bólu subiektywnie, co daje nam profil na swój sposób obiektywny. Poznajemy Nascimento jako ćpuna, agresywnego gangstera, ale też wrażliwego introwertyka i marzyciela. W zależności od prezentującej go osoby, oczywiście. Najciekawszy w tym wszystkim jest jego życiorys. Swojego ojca nie znał, a matka na jego oczach została zamordowana, gdy miał jakieś 8 lat. Zaopiekowała się nim ciotka, lecz z nieznanych nam powodów uciekł od niej i zamieszkał na ulicy. Wraz z innymi bezdomnymi dzieciakami założył gang. Za ukradzione bogatym pieniądze ćpał. Marzył o byciu artystą. Siedział w poprawczaku, a później w więzieniu. I z tego i z tego udało mu się uciec. Wreszcie pewnego dnia poprosił pewną starszą kobietę, aby została jego matką. Zgodziła się i zamieszkali razem.
Jego życie, to mocny materiał na jakąś fabułę. Zrozumiał to Bruno Barreto, który kilka lat później wyreżyserował jego biografię pt. Ostatni przystanek 174. Szkoda tylko, że zrobił to naiwnie i efekciarsko, do tylu autentycznych wydarzeń z życia Nascimento dokładając wymyślone przez siebie - równie mocne - motywy. Co sprawiło, że całość wygląda zupełnie niewiarygodnie. Ale to swoją drogą. Padilha i Lacerda poradzili sobie ze sportretowaniem młodego gangstera naprawdę dobrze. Ale tak naprawdę, to Autobus 174 jest czymś jeszcze więcej. To rzecz krzycząca o bezradności i brutalności policji, ale też np. zakładów penitencjarnych. To rzecz bezwzględnie rozprawiająca się z tematami, których brazylijski rząd unika. Poznajemy codzienność dzieci ulicy, poznajemy historię "masakry w Candelarii" - rzezi, jaką na bezdomnych dokonała prawdopodobnie policja, gdy ci wcześniej odważyli się przeciw nim demonstrować. Zamordowani byli przyjaciółmi Nascimento. Krzyczał o tym do reporterów, kiedy groził śmiercią swoim autobusowym zakładnikom. Być może to, co w filmie jest najlepsze, to niedopowiedzenia. Film przedstawia bardzo dużo, przeróżnymi informacjami wypełniony jest po brzegi, ale nie mówi wcale wszystkiego. Zmusza widza do zadania sobie kilku pytań. I sugeruje, by samemu poszukać odpowiedzi, choć w pytaniach nie brakuje tez tych retorycznych. Dokument dynamiczny, ale w pewnym momencie robi się niestety monotonnie. Nie mniej jednak napięcia nie brakuje i reżyserów zwyczajnie nie wypadałoby nie pochwalić. Wiedzą co to dramaturgia. Laecrda nigdy nic później nie wyreżyserował, bo skupił się na montażu. Padilha stworzył dwie części wspomnianych już Elitarnych, a także kilka innych dokumentów. Nie pozostaje mi nic innego, jak się z nimi zapoznać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brzmi ciekawie, ale po faszystowskich "Elitarnych" chyba do tego autobusu nie wsiądę, mimo iż Padilha jest tak samo bezpośrednim, brutalnym wręcz dokumentalistą, który potrafi jednak zachować ludzkie odruchy (vide: "Garapa"). Chętnie za to dowiem się co Ci się w tym filmie podobało (jeśli gdzieś pisałeś, to wybacz, przegapiłem), bo dopiero 'dwójka' jest jakąkolwiek po nim rekonwalescencją. Ta z kolei widzi Ci się mniej.
OdpowiedzUsuńPrzyłączam się do pytania Piotra. Tez nie lubię pierwszych "Elitarnych" (druga część lepsza, ale wciąż bez szału)i trochę mnie Twoja pozytywna ocena zaskoczyła.
OdpowiedzUsuńDwa razy odpisywałem Wam, ale akurat blogger się strasznie pieprzył kilka dni. I oba komentarze przepadły, choć ten drugi był na blogu nawet przez kilka godzin... W każdym razie trzecia próba (niech Bóg ma ją w opiece):
OdpowiedzUsuńNie wydaje mi się słusznym nazywanie Elitarnych filmem faszystowskim, no chyba że nazwiemy tak każdy tytuł, w którym stróże prawa w walce z przestępcami uciekają się go gangsteryzmu. Wówczas wyszło by na to, że mamy istny renesans faszyzmu w kinie (i telewizji). A że tu jest ostrzej niż zwykle? Cóż - jacy gangsterzy, tacy policjanci.
Nie było tam propagowania brutalności policji, bo przecież ukazana była cena za ich bezwzględność w walce - chroniczny strach, izolacja, agresja w stosunku do najbliższych. A w najbrutalniejszych scenach protagoniści ukazani byli jak antagoniści.
A więc niejednoznaczność. Jedna z tych rzeczy, które tak bardzo mi się w filmie podobały. Elitarni pokazują jak powstaje błędne koło. Pokazują wiarygodnie, choć film ciągle jest dziełem gatunkowym (nie brakuje umowności). Rzecz bardzo dynamiczna, także w scenach czysto dialogowych. A gwoli ścisłości sceny akcji podobały mi się najmniej. Napięcie w jakim żyli bohaterowie sprawiało, że wyskakiwałem z butów. Znaczy się, jak dla mnie, dramaturgia na medal. Popis scenariopisarskiego i reżyserskiego rzemiosła. No bardziej tego drugiego.
Najbardziej humanizm autora widać jednak w Autobusie oraz Elitarnych 2. Nie wydaje mi się słusznym ocenianie autora przez pryzmat jednego tylko tytułu.
Elitarni 2 podobali mi się mniej ze względu na większą dawkę gatunkowej naiwności.