środa, 24 sierpnia 2011
The Killing/Dochodzenie (sezon 1, 2011)
The Killing zdaje się być tytułem precedensowym. W ciągu ostatnich lat powstało kilka serii dowodzących, że telewizja pod kątem rozwoju sztuki filmowej już nie tylko dogoniła kino, ale nawet je prześcignęła. Jednak dzieło producentki i scenarzystki Veeny Sud - będąc remake'm duńskiego serialu Forbrydelsen, nawiązując do fabuły Miasteczka Twin Peaks, a wzorując się na strukturze scenariuszowej Breaking Bad - zdaje się mówić coś więcej: telewizja już w ogóle Dziesiątej Muzy nie potrzebuje.
Motorem napędowym fabuły jest śledztwo prowadzone w sprawie okrutnego mordu dokonanego na pewnej nastolatce. Historia opowiadana jest z różnych perspektyw. Najważniejsza jest tu wprawdzie para detektywów, ale obserwujemy także pogrążoną w rozpaczy rodzinę ofiary, jej szkolnych znajomych mających do niej skrajnie różne podejście, czy wreszcie pewnego polityka i otaczających go ludzi (dziewczyna została znaleziona w samochodzie należącym do jego kampanii wyborczej, co znacząco wpłynie na zbliżająca się właśnie elekcję). Samo odkrycie tożsamości zbrodniarza jest właściwie klamrą spinającą poszczególne elementy w całość. Kluczowe nie jest bowiem rozwiązanie kryminalnej zagadki, a proces śledztwa i wszelkie jego następstwa, ze szczególnym uwzględnieniem wpływu zbrodni na psychikę ludzką. Oczywiście nie oznacza to od razu, że seria wywodzi się w prostej linii z twórczości Dostojewskiego. Choć opiera się na obserwacjach psychologicznych i socjologicznych, do końca pozostaje dziełem gatunkowym.
The Killing szybko okazuje się być dla seriali kryminalnych tym, czym dla kina kryminalnego są filmy pokroju Zodiaka Davida Finchera. Zdecydowana większość konkurencyjnych produkcji charakteryzuje się rozwiązaniem danego śledztwa w ciągu jednego odcinka, podczas gdy w dziele Veeny Sud jeden odcinek to tylko jeden dzień z życia bohaterów. Tylko tyle lub aż tyle - wymykając się temu schematowi dowodzi jak wiele istotnych czynników jest zwykle pomijanych, jak bardzo skomplikowane jest dochodzenie do prawdy, jak wiele można na temat zbrodni i jej konsekwencji powiedzieć. Wątki, w których na plan pierwszy wychodzą różne postaci stale przeplatają się, co czyni całość pozycją nie tylko różnorodną, ale też niejednoznaczną. Głównym tematem okazuje się bowiem niemożliwość kompletnego poznania drugiego człowieka.
Plakaty reklamujące serial przedstawiają uśmiechniętą facjatę zamordowanej dziewczyny wraz z napisem "'Who Killed Rosie Larsen?", co jest oczywiście bezpośrednim nawiązaniem do kultowej produkcji Davida Lyncha. Fabularne podobieństwa, obecne już w duńskim pierwowzorze, zostają tutaj uwypuklone, co można traktować jako wabik dla szerszej publiczności, lub po prostu wskazówkę dla ewentualnego widza odnośnie tematyki, jaką The Killing podejmuje. Próba odnalezienia mordercy i ustalenia motywu zbrodni oznacza wejście w świat samej ofiary, która - tak jak Laura Palmer - ma się okazać osobą nieco inną, niż to się początkowo wydaje. Zresztą odkrywanie tajemnic skrywanych przed otoczeniem spotkać ma niemal wszystkie postaci. Ale tam, gdzie Miasteczko Twin Peaks atakowało groteską i surrealizmem, produkcja stacji AMC uderza zwyczajnością.
Niestety, choć The Killing ma wiele do zaoferowania, bez minusów się nie obeszło. Czasem w oczy rzucają się elementy czysto gatunkowe, które zdają się być bardziej efektownym dodatkiem, niż koniecznym składnikiem. Także muzyka, początkowo robiąca ogromne wrażenie, z czasem podkreśla charakter danych scen zbyt nachalnie. Nie są to jednak regularne potknięcia i można na nie przymknąć oko. Gorzej z ostatnimi minutami finałowego odcinka, które to z serii bardzo przemyślanej i konsekwentnej czynią niespodziewanie rzecz samą sobie przeczącą (!). Zakończenie zdaje się być po prostu rozwiązaniem czysto komercyjnym, mającym przyciągnąć możliwie najszersze grono odbiorców do drugiego sezonu. I nie wierzcie Veenie Sud, kiedy mówi, że po prostu inspirowała się finałowymi epizodami Breaking Bad. Bo te, w przeciwieństwie do zakończenia The Killing, cechują się doskonałą konstrukcją. Nie mniej jednak i przy takiej wpadce serial, jako całość, pozostaje pozycją udaną - inteligentną, pomysłową, ociekającą suspensem, wreszcie brawurowo nakręconą i zagraną. Detektyw Sarah Linden w wykonaniu Mireille Enos to prawdopodobnie jedna z najlepszych kreacji aktorskich ostatnich lat. Więc chętnie obejrzę kolejny sezon. Nawet, jeśli zejdzie do poziomu telenoweli.
PS: Sam wstęp recenzji to trochę taka "zaczepka". Aczkolwiek zgadzam się z tezą mówiącą, że obecnie seriale telewizyjne mają coraz większą przewagę nad kinem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No właśnie ta zaczepka mnie przyciągnęła, gdyż "The Killing" pod koniec tak straszliwie rozłazi się w szwach, że zacząłem żałować, iż nie mam do czynienia z dwugodzinnym filmem z klarownym zawiązaniem akcji. Paradoksalnie - finał został kompletnie spieprzony właśnie przez hollywoodyzm.
OdpowiedzUsuńJa bym jednak powiedział, że tu odezwała się u twórców taka klasyczna "serialowość", sprzed czasów The Wire. Dwugodzinny obraz byłby znacznie uboższy. Właściwie wystarczyłoby trochę tylko zmienić kilkanaście ostatnich minut finałowego odcinka, by była to ciągle klarowna całość. No ale mamona uderzyła im do łbów, co zrobić:]
OdpowiedzUsuń