niedziela, 4 grudnia 2011

Ex Drummer (reż. Koen Mortier, 2007)


Pełnometrażowy debiut Koena Mortiera, reżysera specjalizującego się wcześniej w realizacji reklam telewizyjnych, to ultra-prowokacyjny portret belgijskich nizin społecznych oraz, do pewnego stopnia, satyra na tzw. elitę intelektualną i środowisko muzyczne. Film ten, u swoich podstaw mający groteskę, a później makabreskę, jest też potwierdzeniem tezy głoszonej przez innego utalentowanego reżysera z tegoż królestwa, Fabrice'a du Welza. Tezy następującej:  Belgia to kraj mroczny, surrealistyczny, schizofreniczny i absurdalny. Dokładnie taki jest Ex Drummer. Najpierw bawi, później wali głową widza o ścianę. Następnie znowu bawi, po czym wyrzuca mózg widza przez okno, wprost pod koła przejeżdżającej ulicą ciężarówki. A wszystko w rytmie odpowiednio głośnej muzyki.

Trzech niemłodych już przyjaciół kolegów zakłada rockową kapelę. Koen jest wokalistą, który strasznie sepleni, Ivan jest niemal całkowicie głuchym gitarzystą, a Jan jest basistą ze sparaliżowaną ręką. Brakuje tylko perkusisty. Mama Jana, kobieta o "ciągotkach menadżerskich", wskazuje im Driesa, popularnego pisarza, którego obecność w zespole z miejsca przyniosłaby odpowiedni rozgłos. Dries zgadza się, choć nie posiada żadnego fizycznego defektu. A ten jest konieczny, skoro znakiem rozpoznawczym zespołu ma być niepełnosprawność jego członków. Problem ten jednak szybko zostaje rozwiązany - Dries nie umie przecież grać na perkusji. To wystarczy.

Stop. Jeszcze raz. Koen to recydywista specjalizujący się w napaściach i pobiciach. Nienawidzi większości kobiet, co lubi okazywać możliwie najbardziej dosadnymi sposobami. Ivan to narkoman, podobnie jak jego żona. Dzień bez awantury jest dla nich dniem straconym. Jan mieszka z rodzicami, na których lubi się porządnie wyżyć, zwłaszcza na chorym psychicznie ojcu, spętanym kaftanem bezpieczeństwa i przywiązanym do łóżka. Jan jest też gejem, ma dwóch kochanków i nie widzi sensu w jakiejkolwiek pracy, skoro otrzymuje zasiłek dla bezrobotnych. Dries stanowi ich przeciwieństwo - to powszechnie znany i ceniony artysta, żyjący w luksusie i w szczęśliwym związku. A także pusty, egocentryczny snob. Poza tym umie grać na perkusji, ale to swoją drogą. Zespół traktuje jako żart. Manipuluje swoimi nowymi kolegami, traktuje ich jak postaci ze swojej przyszłej książki.


Wbrew pozorom nie opisałem zbyt dużo z fabuły filmu. Na dowód kilka z wielu słów kluczowych, jakie odnośnie Ex Drummer znaleźć można w bazie IMDBmass murder, anal rape, torture, child on drugs, headshot.

Pisarz wymyśla zespołowi nazwę The Feminists. Dlaczego? Bo "czterech upośledzonych gości jest tak dobrych, jak cztery feministyczne suki". Koledzy nie widzą żadnych przeciwwskazań. Ich hymnem staje się przeróbka Mongoloid, synth-punkowego klasyka formacji Devo. Mongoloid, he was a mongoloid / Happier than you and me / Mongoloid, he was a mongoloid / And it determined what he could see / Mongoloid, he was a mongoloid / One chromosome too many / Mongoloid, he was a mongoloid / And it determined what he could see / And he wore a hat / And he had a job / And he brought home the bacon / So that no one knew (...) Mongoloid, mongoloid / His friends were unaware / Mongoloid, mongoloid / Nobody even cared.

Jeżeliby istniałby taki gatunek jak horror społeczny, to Ex Drummer należałoby zaliczyć do jego reprezentantów. Początkowo jawi się jako podszyta surrealizmem czarna komedia. Zaskakująco wulgarna i brutalna, opowiadająca jednak banalnie prostą historię, której kolejne części zdają się być bardzo przewidywalne (zespół szykuje się na lokalny konkurs muzyczny). O żadnych banałach mowy jednak nie ma, tak jak i nie sposób odgadnąć kolejnych wydarzeń z życia bohaterów. Choć film po brzegi wypełniony jest muzyką - wbrew pozorom w miarę różnorodną gatunkowo - wątek kariery The Feminists szybko schodzi na drugi plan. Jego miejsce zajmują obserwacje obyczajowe. I mimo iż czarnego humoru i absurdu do samego końca nie brakuje, film z każdą kolejną sekwencją staje się coraz bardziej ponury i nieprzyjemny. Bawiąca wcześniej groteska zaczyna przerażać. Reżyser uderza niemalże we wszystko, w co tylko może, przede wszystkim zaś obnaża kryzys więzi międzyludzkich.


Część z najważniejszych informacji dotyczących życia bohaterów odnaleźć można jedynie między wierszami (jak choćby powody założenia zespołu). Część pozostałych wypada niekoniecznie przekonująco, skoro towarzyszy im "zdeformowany obraz". Co bardziej szalone rozwiązania są efektem subiektywnego spojrzenia na przedstawioną historię. Wszak film zaczyna się od ujęcia ukazującego wpatrzonego w obiektyw kamery Driesa. Za każdym razem, kiedy odwiedza on mieszkanie Koena, część scenografii wywrócona jest do góry nogami. Dosłownie: łóżko znajduje się na suficie, który to dla Koena jest podłogą. Gdy pisarz odwiedza innego znajomego i pyta go dlaczego ma pseudonim Big Dick, ten przedstawia mu swoją kobietę i po chwili obaj znajdują się w jej pochwie osiągającej rozmiary korytarza.

Hiperbolizacja, która stopniowo obejmuje coraz więcej elementów filmu, jest więc wynikiem zacierania się granicy między rzeczywistością a fikcją. Rzeczywistością, jaką pisarz zastał, a fikcją, jaką z niej ulepił. Popychając kolegów z zespołu do kolejnych destrukcyjnych działań tworzy on własną opowieść. Zachowując własny charakter stają się bohaterami jego książki, której fabuły w pewnym momencie nie można już oderwać od autentycznych wydarzeń z ich życia.

Z powyższego wynika bardzo luźna konstrukcją scenariusza i dosyć anarchiczna narracja. To cechy, które definiują cały film, a które reżyser wykorzystał do niekończącego się popisu formalnego, wyraźnie zakorzenionego w świecie telewizyjnych reklam. Stąd, choć od strony fabuły Ex Drummer w pewnym momencie jest wręcz odpychający, cały czas pozostaje niezwykle efektownym, a więc atrakcyjnym. Niestety zdarza się, iż idzie to w parze z usilnym szokowaniem odbiorcy, co skutecznie neutralizuje czytelność filmu. Jednakże cały czas jest to rzecz intrygująca i zaskakująca, świetnie zagrana i wyreżyserowana, nieustannie imponująca stroną techniczną. Można by powiedzieć, że to Trainspotting w wersji ekstremalnej, a może po prostu Trainspotting na miarę XXI wieku. Tyle że - mimo pewnych podobieństw - Ex Drummer samo w sobie jest pozycją tak bardzo oryginalną, iż zestawienie jej z jakimkolwiek innym tytułem na dłuższą metę nie ma większego sensu. To film jedyny w swoim rodzaju. Aczkolwiek nie wątpię, że wielu widzom ciężko go obejrzeć do końca.

4 komentarze:

  1. Dobra tekst o jednym z mocniejszych filmów ostatnich lat. Słyszałeś coś o tym, że Mortier ma ekranizować Palahniuka? Pisząc o tym ostatnim kilka miesięcy temu trafiłem na taką informację, ale od tamtej pory panuje cisza w tym temacie, a IMO jest to jeden z niewielu twórców, który mógłby zrobić coś ciekawego mając za materiał wyjściowy prozę Amerykanina.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słyszałem o tym, ale wiem tylko tyle ile Ty. Miało być i nagle cisza. Póki co szukam tego cudeńka: http://www.youtube.com/watch?v=SLnY9uTzo1E a raczej napisów doń innych niż duńskie czy szwedzkie;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli bez zmian. 22.05 przegapiłem na ENHu i żałuję, bo myślałem, że łatwiej będzie dorwać...

    OdpowiedzUsuń
  4. Mocny i wyrazisty w przekazie film - rzeczywiście dość ciężko jest dooglądać. Na pewno dla ludzi o mocnych nerwach.

    OdpowiedzUsuń

anonimie, podpisz się