Niewiele jest serii
komiksowych, które doczekały się w Polsce swojej reedycji i niezmiernie
cieszy fakt, że „Usagi Yojimbo” znalazła się wśród nich. Zwłaszcza że z
opowieściami o króliczym ochroniarzu zapoznawać się można w różnej
kolejności i nawet część jego wiernych entuzjastów – z niżej podpisanym
na czele – nigdy wcześniej „Ronina” w rękach nie miała. A to przecież
zbiór jego pierwszych przygód.
Młody jeszcze Stan Sakai
chciał zaprezentować odbiorcom możliwie najszerszy wachlarz swoich
możliwości, jednocześnie kładąc podwaliny pod przyszłe scenariusze.
Większość historii jest ze sobą bardzo luźno powiązana, a część z nich
uderza w cokolwiek odmienne tonacje, za sprawą okazjonalnego sięgania
przez autora po elementy charakterystyczne dla różnych gatunków.
Niezależnie jednak, czy będzie to akurat horror, komedia omyłek czy
(subtelny) melodramat, w komiksie dominuje akcja, nierzadko z wyraźnie
zarysowanym tłem historycznym. Albowiem „Usagi Yojimbo” to przede
wszystkim bardzo tradycyjna chanbara, garściami czerpiąca z klasyki
gatunku, czego autor nie tylko nie ukrywa, ale czym podpiera się tak
otwarcie, jak to tylko możliwe. Wszak już sam tytuł to ukłon w stronę
głośnego filmu Akiry Kurosawy „Straż przyboczna”, zaś niektóre z
przewijających się przez komiks postaci bazują na bohaterach klasycznych
seriali samurajskich – „Zatoichi” oraz „Samotny Wilk i Szczenię”.
Do lektury całego tekstu zapraszam na łamy Magazynu Miłośników Komiksu KZet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
anonimie, podpisz się