niedziela, 14 października 2012

Człowiek, duma i zemsta

I następny z moich "szczeniackich" tekstów. Znowu o spaghetti, bo, jakby kto pytał, spaghetti to jedna z moich pierwszych kinofilskich miłości.


Dosyć nietypowy spaghetti western będący adaptacją klasycznej powieści Carmen, najbardziej znanej ze słynnej opery Bizeta. I właściwie można by też polemizować nad tym czy rzeczywiscie jest to spaghetti western - brak tu charakterystycznych dla westernu elementów (lecz nie wszystkich), a sama akcja toczy się w Hiszpani. To co owy film upodabnia do spaghetti westernu, to większość miejsc, w których film był kręcony (czyli dzikie wolne ziemie hiszpańskie niczym Teksas itp. itd.), obsada (przede wszystkim dwaj klasyczny aktorzy spaghetti - Franco Nero i Klaus Kinski) i (przynajmniej częściowo) klimat. Już sam główny bohater to postać, której daleko do typowego makaroniarskiego anty-bohatera. 

Jose (Franco Nero) to całkiem sympatyczny żołnierz, który na służbie poznaje pracującą w fabryce kobietę imieniem Carmen (Tina Aumont). Owa Carmen szybko pakuje się w kłopoty, z których wyciąga ją właśnie Jose, lecz zupełnie przypadkowo. Urocza Carmen szybko będzie chciała się mu odwdzięczyć i dochodzi do romansu. Carmen okazuje się nagle tancerką przyciagającą do siebie mężczyzn, sprytnie wodzi za nos Jose, któremu zaczyna coś nie pasować i powoli domyśla się pewnych kłamstw. Wielkim ciosem okaze się dla niego (bardzo wrażliwego i bardzo już w niej zakochanego) wiadomość, iż Carmen zajmuje się także tzw. dawaniem dupy. Jest on świadkiem "prawie-zbliżenia" między nią a jego porucznikiem z oddziału, co doprowadzi do konfrontacji między nimi, w której porucznik zginie od noża. Ranny Jose staje się poszukiwanym wyjętym spod prawa, ale z pomocą Carmen poznaje kilku okolicznych bandziorów, którzy akurat planują napad na dyliżans przeworzący złoto. Część złota, którą ma dostać, ma być jego przepustką do nowego lepszego życia z nowym kontem w USA, gdzie zamierza pojechać wraz ze swoją wybranką. Na jej prośbę ich związek jest tajemnicą w bandzie, z którą szykują napad, a w której jak się okaże jest także jej mąż Garcia (Klaus Kinski)...

Myślę, że najlepszym określeniem na ten film jest "spaghetti melodramat". Miłość jest tu najważniejsza, to ona robi z porządnego żołnierza uciekajacego przed prawem wyrzutka, to ona go poniża i ona doprowadza do tragedii jaką jest finał tej histori. Zazdrość, zdrada, sprawdzające się najgorsze podejrzenia - Carmen to istna femme fatale, zdradziecka dziwka rujnująca życie mężczyzn. Bez problemu kradnie im serca, a Jose będący niepoprawnym romantykiem nie będzie miał już przyszłości. Ale i Carmen spotka kara, bowiem każdy mężczyzna ma swoją dumę i nigdy nie jest za późno na karę. 


Pierwsza połowa filmu to romans pełną gębą, z takim westernowym romantycznym klimaciekim, często w akompaniamencie tylko akustycznych (typowo hiszpańsich) gitar, druga skupia się najpierw na narastającym stopniowo konflikcie z mężem Carmen - podejmując cały czas problem lojalności (nie tylko zakochanych), później zaś na konsekwencjach wszystkich czynów popełnionych wcześniej. Razem stanowi to bardzo dobrą całość, choć gdzieś w środku przez chwilę czułem delikatny spadek poziomu. Wszystkim entuzjastom spaghetti bardzo polecam, western nietypowy, nawet muzyka jak na spaghetti jest nietypowa, a słucha jej się bardzo przyjemnie.

Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że Man, Pride And Vengeance był reklamowany w Niemczech jako kolejny film o przygodach kultowego Django.


3 komentarze:

  1. PS. Film miał premierę w 1968 roku, a wyreżyserował go Luigi Bazzoni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Autorem opowiadania ,, Carmen'', będącego podstawą libretta do opery Bizeta jest Prosper Merimee, autor m. in. słynnej noweli grozy ,, Lokis'' zekranizowanej przez Janusza Majewskiego.
    Film Bazzoniego rzeczywiście mocno nietypowy. Rozkręcał się tak niemrawo, że już go miałem wyłączyc i wtedy weszła scena bójki Nero z porucznikiem, która mnie wbiła w fotel : montaż pod prąd wszelkim standardom, nietypowe kąty widzenia, kamera, jak po grzybach - takie rzeczy , to dopiero Nicholas Roeg zacznie wymyślac i to za parę lat. No to obejrzałem i w sumie miałem niedosyt ; nieliczne, dynamiczne sceny mają na prawdę fajną energię ( walka na noże z Kinskim, napad na dyliżans) ale całośc zbyt nieruchawa i za mało nastrojowa, jak dla mnie. Nero max drewniany, Tina Aumont całkiem niezła sucz, Kinski as usual steals the show.
    Luigi Bazzoni to ciekawy reżyser, jego filmy mają dużą wizualną klasę, bo etatowo pracował z nim Vittorio Storaro. Bazzoni zrobił chyba najbardziej niekonwencjonalne giallo ever - ,, Le Orme'' ( Ślady) - giallo-sf. Ja poluję na sakramencko ciężki do zdobycia jego spag-west ,, Krótkie i Szczęśliwe życie Braci Blue'' z Jackiem Palance, porównywany do ,, McCabe & Mrs Miller''.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety dziś jedynym, co z tego filmu pamiętam, jest scena tańca Carmen. Nawet tę piosenkę ("Fandango") dobrze pamiętam, swego czasu w kółko ją katowałem.
    "Bracia Blue" to z tego, co czytałem, pierwszy włoski western stricte rewizjonistyczny. Też nie udało mi się go nigdy dorwać.

    OdpowiedzUsuń

anonimie, podpisz się