Tekst jednocześnie opublikowany na łamach Magazynu Miłośników Komiksu KZ.
W obrazkowym świecie
Garwola i Lipczyńskiego zdarzyć się może wszystko. Psu urosnąć mogą
skrzydła, człowiek może stać się niewolnikiem pająka, a ślimacze muszle
okazać się mogą biblioteczką arcydzieł z innego wymiaru. Nasza
rzeczywistość, niezależnie od tego, jak szara się wydaje, to nieustanne
źródło inspiracji – zdają się przemawiać twórcy.
Nie wiem, jak wyglądało to w ich debiucie „Bez końca”, ale tutaj sposób, w jaki podkolorowują najbardziej prozaiczne czynności, jak choćby oglądanie telewizji, przypomina stan, w jakim człowiek znajduje się tuż przed snem. Wtedy, kiedy jego coraz bardziej chaotyczne myśli podporządkowane są jedynie ciągowi luźno powiązanych ze sobą obrazów, które w przysypiającym umyśle mnożą się w tempie geometrycznym. Jedna myśl przeobraża się w kilka innych, z jednej strony deformujących swój pierwowzór, a z drugiej – konsekwentnie się od niego oddalających. Cała „Chwila jak płomień” to właśnie zbiór tak połączonych ze sobą opowieści. Wprawdzie, jeśli nie liczyć obecności stale tego samego bohatera, kolejne historie nie stanowią transformacji poprzednich, ale całość u swoich podstaw zdaje się mieć zapowiadający śnienie proces. Inna sprawa, że można odnieść wrażenie, że i większość osobnych opowieści stanowi część tego prawie-śnienia. Czy w innym razie byłoby możliwe, aby człowiek nagle znalazł się we wnętrzu worka z odkurzacza? By w ciągu ledwie jednego ruchu skurczył się do rozmiaru owada, dzięki czemu jego historia nagle przestała dotyczyć sprzątania mieszkania i umiejscowiona została w zupełnie nowej rzeczywistości?
Potwierdzeniem niniejszej
tezy wydaje mi się być (a raczej bywać) sama narracja, niekiedy
pozbawiona kadrów upłynniających ruch postaci, a tym samym cechująca się
pewnymi przeskokami czasowymi, jak gdyby zapożyczonymi wprost z
onirycznych pornokomiksów Guido Crepaxa. Może jednak bardziej
przekonującym przykładem będzie jedna konkretna opowieść – „Okno na
świat”, gdzie bohater zatraca się w świecie telewizji. Niewyraźnie
narysowana pierwsza strona historii sugeruje, że mężczyzna przysypia.
Kolejne kadry pozbawione są już tego efektu i właśnie w nich
materializuje się film oglądany przez naszego everymana. W jego ręce
trafia niespodziewanie pistolet i bohater staje się uczestnikiem
oglądanych wcześniej krwawych wydarzeń. Szkoda tylko, że do niczego
innego to nie prowadzi, że twórcy lubują się w nagłym zawieszaniu
wydarzeń w czasie, zadowalając się puentami niekoniecznie godnymi uwagi
(moment, w którym świat mężczyzny staje się światem kina, jest
zakończeniem historii).
Otwierający zbiór
„Futerał na ciało” (zapewne nie bez powodu w ostatnim kadrze ukazujący
leżącego bohatera podczas lektury jakiejś bliżej nieokreślonej książki)
zapowiada rzecz co najmniej interesującą, ale – jeśli nie liczyć
rewelacyjnego „Master and Servant” – każdy rozdział komiksu był dla mnie
rozczarowaniem. W trakcie czytania przypomniałem sobie wydanego rok
temu przez Centralę „Wiktora i Wisznu” Jeroena Funke. Na pierwszy rzut
oka „Chwilę…” i „Wiktora…” różni wszystko. Jedno jest gatunkowo
niejednolite, drugie to czystej wody komedia, jedno charakteryzuje się
kreską drobiazgową i realistyczną, drugie oszczędną i cartoonową. Rzecz w
tym, że i polscy artyści, i wspomniany Holender, celowali w absurd. O
ile jednak Funke całkowicie podporządkował swoje prace rozszalałej
wyobraźni, o tyle Garwol i Lipczyński sprawiają wrażenie
niezdecydowanych. Jakby z jednej strony chcieli całkiem odlecieć, ale
zarazem owego odlotu się bali, więc na wszelki wypadek swoje nogi
przywiązali do sznura oplatającego wbity w ziemię pal.
Tym samym „Chwila…” w
niewielkim stopniu wykorzystuje kryjący się w niej potencjał. W komiksie
nie brakuje ciekawych pomysłów, lecz ledwie ich realizacja jest
rozpoczęta, panowie już czym prędzej je porzucają, aby przenieść się do
następnej historii. Owszem, szara rzeczywistość zostaje podkolorowana,
lecz po chwili zostaje wyprana z większości barw. Nie wraca wprawdzie do
swojego pierwotnego kształtu, ale i wcale nie musi, aby stracić całą
atrakcyjność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
anonimie, podpisz się