piątek, 30 września 2011

Wojna zimowa (reż. Pekka Parikka, 1989)


"Fiński kandydat do Oscara w 1989 roku, nominowany również do Złotego Niedźwiedzia za reżyserię, szybko okazuje się być swego rodzaju przeciwieństwem tego, czego można się było po nim spodziewać. Choć opowiada o heroicznej walce, która dziś stanowi dumę narodową obywateli Finlandii, wyzbyty jest nadmiernego patosu, wyidealizowania niemalże legendarnych wydarzeń czy patriotycznego nadęcia. Reżyser zamiast szczycić się wygraną, opłakuje poległych. (...)"


Całość przeczytać można na Stopklatce.

8 komentarzy:

  1. Nie słyszałem wcale o tym filmie. Bardzo chętnie go zobaczę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też o nim nie słyszałem, dopóki nie otrzymałem płyty do recenzji! Byłem pewien, że nie będzie to nic dobrego, a tu taka niespodzianka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Film jest przekozacki, jeden z najlepszych z gatunku "żołnierze w okopach"!!! Po tym przypomnieniu chyba go sobie dziś wieczorkiem obejrzę bo mam :) Sowieci pokazani jak w "Żelaznym Krzyżu" - na wpół fajtłapy, na wpół dzikusy z lasu - ale co tu gadać, tak było, a Finowie brali ich jak Ewoki szturmowców w "Powrocie Jedi" (prymitywnymi fugasami i koktajlami Mołotowa). Wprawdzie nie ma tego złego; podpatrzone od Finów taktyki wojowania Rosjanie sami stosowali później z powodzeniem w wojnie z Niemcami. Ale ta agresja przyniosła im fatalną kompromitację; wykluczenie z Ligi Narodów oraz zielone światełko dla Hitlera: patrz Adolf, jesteśmy łatwym celem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie powiedziałbym, że Ruscy tutaj to fajtłapo-dzikusy. To zwyczajnie desperaci. Smutny widok.
    Film nie podobał mi się aż tak, chociaż niektóre momenty zabójcze. świetne było zmarginalizowanie powodów skuteczności/nieudolności kolejnych oddziałów. Zero polityki, prawie żadnej strategii. Dla szarego żołnierza to ciągła syzyfowa praca.
    Ale nie ma to jak wspomniany "Żelazny krzyż".

    OdpowiedzUsuń
  5. Z pełnym szaconkiem dla "Żelaznego Krzyża" - trochę jednak jest ten film przerysowany, tak w duchu westernu. "Wojna zimowa" to jest realizm życia okopowego! :)

    Poniżej jeszcze kilka tytułów filmów gdzie kibicujemy kolesiom w niemieckich kaskach:

    - "Front zachodni 1918" Pabsta
    - "Na zachodzie bez zmian" Milestone'a
    - "Most" Wickiego
    - "Stalingrad"
    - "Bunkier SS"
    - "Zombie SS"

    Pomijam "Okręt" - tam nie noszą hełmów :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No racja, to trochę inne bajki. A prawie każdy film Peckinpaha nie będący westernem sensu stricte był ciągle bardzo westernowy. Za to zresztą je tak lubię:]
    Bez bicia przyznaję, że nie widziałem ani jednego z filmów, które wymieniłeś. Ewentualnie widziałem gdzieś za młodu, czyli dawno temu i nieprawda.

    OdpowiedzUsuń
  7. Z wymienionych przez Piotra oglądałem "Most" i "Stalingrad" - szczególnie ten pierwszy bardzo mi się podobał. Oglądając filmy wojenne nie zwracam uwagi na realizm, lubię zarówno interesujące biografie wojenne jak "Patton" jak i kino batalistyczne w stylu "Dział Nawarony". A wspomniany "Żelazny krzyż" także należy do moich ulubionych, w końcu reżyserował Sam Peckinpah, a jak widać po moim nicku to jeden z moich ulubionych twórców.

    Z filmów, w których kibicujemy Niemcom, a konkretnie jednemu Niemcowi, przypomina mi się "Morski pościg" (1955) z Johnem Wayne'em. Film może niezbyt ambitny, ale ogląda się dobrze. No i jeszcze zjawiskowa Lana Turner :) Ale w tym filmie też nie noszą hełmów, bo to są marynarze tak jak w "Okręcie" :)

    "Wojny zimowej" nie oglądałem i nie przypominam sobie, abym oglądał jakikolwiek film z Finlandii.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeden z lepszych filmów wojennych jakie widziałem. Bez zbędnego patosu, po prostu krew i wyczerpanie.

    OdpowiedzUsuń

anonimie, podpisz się