Tekst pierwotnie opublikowany na łamach Kolorowych Zeszytów.
To od tego tomu rozpoczyna się prawdziwy popis scenopisarskiego rzemiosła i talentu Jasona Aarona. Konstrukcja scenariusza jest naprawdę imponująca, podobnie jak dramaturgia, na którą określenie "mocna" będzie tym razem już zbyt delikatne. Społeczno-obyczajowe tło wzbogaca historię już niemalże na każdym kroku, ale co ważniejsze - znacznemu pogłębieniu uległy psychologiczne rysy bohaterów, od tego momentu stając się najwyrazistszym atutem komiksu. Tym samym na jaw wychodzi, że sama fabuła jest do pewnego stopnia pretekstowa, a gatunek jest jedynie narzędziem w rękach twórców. Ciągle ważnym, ale cel znajduje się gdzie indziej.
Całość składa się z sześciu epizodów, w których na plan pierwszy wychodzą zupełnie inne postaci. To ich charaktery owe epizody kształtują, a więc z racji odmienności bohaterów, dane historie wpisane zostają w różne stylistyki. Cała fabuła rozgrywa się, jak sam tytuł wskazuje, wokół długo oczekiwanego otwarcia kasyna należącego do bezwzględnego Red Crowa. Szybko jednak okazuje się, że ogromne znaczenie tego wydarzenia jest pozorne, bo wcale nie dochodzi do spodziewanego punktu kulminacyjnego z nim związanego. Widowiskowe otwarcie już na starcie staje się nie bardziej niezwykłe, niż - dajmy na to - któryś z dni tygodnia. Wtorek, czwartek, sobota - co z tego?
Ta neutralizacja spodziewanej
atrakcyjności jest oczywiście zabiegiem jak najbardziej celowym,
bezpośrednio związanym z pozostałymi składnikami Casino Boogie. Tyle
że tych nie można już nazwać tak zwyczajnymi. Pierwszą historia nie charakteryzuje
się jeszcze narracją stricte subiektywną, jednakże opowiedziana jest
głównie z punktu widzenia Dashiella Bad Horse'a. Jej zadaniem jest
popchanie całej fabuły do przodu. Jest więc elementem bardziej
klasycznym, zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę jej mocno gatunkowy
charakter. Celem kolejnych jest już pewna penetracja psychiki
następnych postaci, a są to jednostki o różnych statusach społecznych,
reprezentujące skrajnie odmienne postawy. Kolejno: Red Crow,
tradycjonalistyczny socjopata Diesel Engine (w jego przypadku mamy
chwilowy zwrot w stronę gatunku), enigmatyczny szaman Catcher,
rozmarzony nastolatek bez perspektyw imieniem Dino Poor Bear oraz pewna
persona, o której lepiej zanadto nie wspominać, aby nie psuć
ewentualnym przyszłym czytelnikom zabawy.
Część z tych epizodów stanowi
zamkniętą całość, dobrze radząc sobie i bez pozostałych historii. Ale
osobno nie miałyby oczywiście takiej siły rażenia. A ta jest ogromna.
Wszystkie utrzymane są w duchu czarnego kryminału, charakteryzując się
tym samym, co wcześniej pesymistycznym wydźwiękiem, mroczną atmosferą
i wszechobecną brutalnością, jednak jeśli się im przyjrzeć, to każda
zasługuje już na inną szufladkę - od dramatu gangsterskiego, przez
dramat obyczajowy i sięgający po kino Sama Peckinpaha quasi-western,
po dramat polityczny (sic!). Jedna wypełniona będzie nostalgicznymi
retrospekcjami, inna częściowo wpisana zostanie w poetykę oniryzmu. W
większości z nich pojawiają się te same wydarzenia, jednakże z racji
odmiennych punktów widzenia, przedstawiane są, rzecz jasna, inaczej.
Aaron bardzo inteligentnie bawi się tu narracją - pokazuje jedynie
fragmenty danych scen, na ich uzupełnienie każąc czekać do
następnych historii. Tym samym nie tylko doskonale się one
uzupełniają, ale obfitują również w ogromną dawkę suspensu. Postać X
nie wie przecież tego, co wie postać Y, o czym czytelnik został
poinformowany już wcześniej, a co odgrywa w danym momencie kluczową
rolę. Etc. Nie mam wątpliwości, że Alfred Hitchcock byłby dumny, choć
napięcie w swoim kinie osiągał z reguły nieco innymi metodami.
Jeszcze dumniejszy byłby chyba jednak klasyk literatury amerykańskiej William Faulkner, z którego twórczości Aaron zdaje się czerpać najwięcej. Jak wiadomo, ów pisarz zasłynął jako ten, który wzbogacił literacką narrację o niezwykłą elastyczność, poprzez częste retrospekcje, obiektywne skoki czasowe czy regularne zmiany punktów widzenia. Aaron, który studiował przecież filologię angielską, sam przyznaje, iż Faulkner jest jednym z jego ulubieńców. I w Casino Boogie owocuje to nie tylko sporą różnorodnością, ale też niezwykle dopieszczoną dramaturgią. Warto też w tym miejscu zaznaczyć, że główny wątek fabularny zostaje tu niejako zastopowany. Historia idzie do przodu bardzo leniwie, jednak w sposób tak ciekawy, iż słowo "nuda" ani razu nie przeszło mi przez myśl. Tempo to silnie za to działa na dramatyzm fabuły. W końcu pod koniec Indian Country jedna z najważniejszych postaci została zamordowana. I co w związku z tym? To samo, co z kasynem. Z taką różnicą, że scenarzysta powoli, ale bardzo konsekwentnie (bardzo umiejętnie) podsyca towarzyszące naszym oczekiwaniom napięcie. Droczy się z czytelnikiem w taki sposób, że temu nie wypada nic innego, jak mu tylko za to dziękować.
W tym tomie oglądamy kolejne
zakątki rezerwatu Prairie Rose, dobrze poznając też przeróżnych jego
mieszkańców. W końcu co bohater, to inne otoczenie, za każdym razem tak
samo wiarygodnie sportretowane. Twórcy bezkompromisowo przedstawiają
patologie wyrosłe na beznadziejnych warunkach, w jakich żyje spora
ilość współczesnych czerwonoskórych, zgrabnie kontrastują to jednak ze
szczegółowym ukazaniem kultywowania przez niektórych z nich
indiańskich tradycji. Tym samym wskazują na autentyczną, powszechną we
współczesnych rezerwatach sytuację - tam, gdzie najgorsza oświata i
opieka zdrowotna, a największy wskaźnik alkoholizmu, narkomanii,
bezrobocia i przestępczości, tam też najbardziej pielęgnuje się
indiańskie wartości. Paradoks z życia wzięty. Ale to też nie wszystko -
komiks wzbogacony zostaje egzystencjalną wymową, wzorce czerpiąc z
kontestującego filmu drogi lat 70., jak również ze wspomnianej
wcześniej twórczości Peckinpaha. Kilka tytułów filmów zostaje tu
nawet wymienionych wprost, aczkolwiek zupełnie nienachalnie (o
postmodernistycznej żonglerce nie wspominając, nawet w momencie cytatu).
Co już wcześniej było
sugerowane - dobrze poznajemy tu motywacje kolejnych postaci, jak
również wybrane epizody z ich życia, które je ukształtowały. Tym samym
Red Crow nie jest już tylko bezlitosnym gangsterem, a Dino Poor Bear
jakimś podlizującym się głównemu bohaterowi niedojdą. Każdy ma własne
uczucia, każdy ma własne życie. Niemal wszyscy stają się tu ludźmi z
krwi i kości, a wraz z nimi prawdziwą staje się ziemia, po której
stąpają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
anonimie, podpisz się