poniedziałek, 2 maja 2011

Inferno - niedokończone piekło, czyli upadek pewnego mistrza


Dokumentalista Serge Bromberg cierpi na klaustrofobię. Pewnego dnia utknął na dwie godziny w windzie, dokładnie pomiędzy trzecim a czwartym piętrem pewnego paryskiego budynku. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Towarzyszyła mu kobieta imieniem Ines. Kobieta, która na kartach złośliwej historii zapisała się tym, że nie była nikim istotnym, ale dobrze kogoś takiego znała. Tym kimś był jej zmarły mąż, Henri-Georges Clouzot, nazywany francuskim Hitchcockiem twórca takich klasycznych obrazów, jak Kruk, Cena strachu czy Widmo. Tematem rozmowy tych dwojga szybko stała się twórczość słynnego reżysera. Oboje ją uwielbiali. Wreszcie Ines wspomniała o dziele życia Clouzota, nigdy nieukończonym filmie pt. Piekło. Filmie, który miał być rewolucją kina na miarę 8 i pół, a który doprowadził twórcę do zawału serca.

Wyreżyserowany przez Bromberga oraz Ruxandrę Mendreę Inferno - niedokończone piekło, to jedyna w swoim rodzaju próba rekonstrukcji niesławnego dzieła, która szybko zamienia się w portret despotycznego artysty. Dokument składa się głównie z niezwykłych, eksperymentalnych zdjęć próbnych do filmu (klik), nielicznych nakręconych scen oraz inscenizacji części pozostałych, a także wywiadów z członkami ogromnej ekipy. Głównym bohaterem nieukończonego dramatu erotycznego był mężczyzna, którego zazdrość o młodą, atrakcyjną żonę graniczyła z obłędem. Każde obce spojrzenie w jej stronę traktował jako dowód potencjalnej zdrady. Każde było silnym bodźcem dla jego wyobraźni, w której gubił się jak paranoidalny schizofrenik. Nakładające się na siebie słowa powtarzane przez niego jak mantrę oraz dźwięki otoczenia tworzyły swoistą anty-muzykę, kolejne obrazy łączyły się ze sobą, rozmywały, tworzyły kolejne. Rzeczywistość ulegała coraz większej deformacji, której widz był stałym świadkiem. To właśnie te niezwykłe surrealistyczne wizje miały być kamieniem milowym w rozwoju kina, jako maksymalna subiektywizacja narracji filmowej. W skali zapewne większej niż w powstałych ponad 30 lat później obrazach Davida Lyncha. Ale też w sposób zgoła odmienny.


Clouzot zabrał się za pisanie Piekła na początku lat 60., będąc świeżo po swoim kolejnym sukcesie, dramacie sądowym Prawda z Brigitte Bardot w roli głównej. Scenariusz powstawał ponad 2 lata, a jego pierwsza wersja liczyła dobre 300 (!) stron. Film miał finansowe wsparcie hollywoodzkiej wytwórni, dzięki czemu już w fazie wczesnej preprodukcji było o nim głośno. A jeszcze głośniej zrobiło się, gdy przybyli na plan amerykańscy producenci zachwycili się eksperymentami zdjęciami próbnymi i zaoferowali reżyserowi niczym nieograniczony budżet. Co tylko francuski mistrz sobie zechce, to otrzyma, cena nie gra roli. Ale jak dowiadujemy się z Niedokończonego piekła, kosmiczny budżet nic nie ułatwił, a być może wręcz przeciwnie. Pewne jest tylko jedno - reżyser nie wiedział, jak dokładnie przełożyć swoje niezwykłe pomysły na język filmu. Wizualne eksperymenty ciągnęły się miesiącami i nikt nie wiedział, co Clouzot chciał nimi właściwie osiągnąć. Błądził, a wraz z nim ekipa, z którą wkrótce miał się skłócić. W trakcie seansu dokumentu temu projektowi poświęconemu ciężko nie oprzeć się wrażeniu, że ambicje przerosły możliwości twórcy. Obraz Bromberga i Mendrei, to do bólu szczera relacja z jego osobistego piekła. Fragmenty nieukończonego dzieła są imponujące, ale z czasem do głowy przychodzą czarne myśli: czy oryginalność na pewno przełożyłaby się na jakość? Czy ten film naprawdę wart był takiego zachodu czy to może rozszalałe ego reżysera całkiem przesłoniło mu oczy? Przede wszystkim jednak sprawiają wrażenie, jakby ich bohaterem był sam Clouzot. Człowiek, którego złamały własne wizje. Niedokończone piekło mówi nam o tym wprost. Ale do samego końca z należnym wielkiemu reżyserowi szacunkiem i podziwem. Film z klasą.

3 komentarze:

  1. ciekawa rzecz, chociaż mam wrażenie, że dokumentalna część nie dorównuje skrawkom z romy (tu ciary). tzn. to samo w sobie jest dobre, ale miałam wrażenie, że rozgrzebywanie historii filmu i jego nieszczęście mogło być poprowadzone lepiej. choć oczywiście wartość dokumentu jest nie do przecenienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pod koniec czułem już pewne znużenie. Twórcy się trochę powtarzali. Ale tylko pod sam koniec tak miałem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam ten dokument na oku i ciągle nie mogę się za to zabrać. Dobrze, że mnie motywujesz.

    OdpowiedzUsuń

anonimie, podpisz się