wtorek, 17 lipca 2012
Pierwszy odcinek ostatniego sezonu Breaking Bad...
... już na początku łapie za gardło. Potem nie puszcza ani na chwilę, choć miejscami trzyma zdecydowanie luźniej. Już tradycyjnie wstęp - coś, co nazwałbym pół-klamrą czy też prawie-klamrą - jest zapowiedzią dużo późniejszych wydarzeń. Walt szykujący się zapewne do wystrzelenia sporej ilości amunicji to względem właściwej akcji odcinka jedna wielka niewiadoma i pewna dawka suspensu w jednym. Gdy po wstępie tym cofamy się o kilka miesięcy, do akcji mającej miejsce tuż po zakończeniu sezonu czwartego, nastrój pozostaje równie mroczny i niepokojący (także za sprawą odpowiedniej ilości dosyć złowieszczej muzyki). W pewnym momencie za sprawą kilku żartów atmosfera nieco się rozrzedza, ale rzecz szybko przeobraża się w swego rodzaju heist movie (!). Jest surowo, w kilku scenach dźwięki otoczenia miejsca akcji kapitalnie zastępują muzykę. Samo zakończenie to chyba jeden z najbardziej niepokojących finiszów całej serii. Walt powoli włazi w buty świeżo zamordowanego Gustavo Fringa. Nie ma w tym nic zaskakującego, ale przecież nie w zaskoczeniach, lecz w żelaznej konsekwencji tkwi siła Breaking Bad. Jestem pod wrażeniem.
Etykiety:
Breaking Bad,
serial
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
anonimie, podpisz się