Swamp Thing, w Polsce nazwany Potworem z Bagien, to dziś jedna z najbardziej rozpoznawalnych* postaci komiksu amerykańskiego. Wymyślona została przez Lena Weina i Berniego Wrightsona w 1972 roku, lecz na prawdziwą popularność przyszło jej poczekać jeszcze kilka długich lat. Jak można przeczytać w wielu różnych tekstach, seria opowiadająca o przygodach bagiennego monstrum początkowo stanowiła niekoniecznie udaną mieszankę komiksu superbohaterskiego i horroru.
Fabularną podstawę stanowiły wówczas klisze znane z dziesiątek kolorowych zeszytów traktujących o posiadaczach nadludzkich mocy. A więc bardzo sympatyczny, jednoznacznie pozytywny bohater, który wskutek tragicznego wypadku przeobraża się w supersilną istotę (jak to ujął Alan Moore, „na wpół humanoidalną, na wpół roślinną postać pokrytą mchem i wodorostami”), której prędko przyjdzie zmierzyć się z kolejnymi upiornymi złoczyńcami. Aby, oczywiście, ratować ludzkość przed nie lada niebezpieczeństwami.
Do lektury całego tekstu zapraszam na E-Splot. Gwoli ścisłości jest to przeredagowana wersja tej recenzji.
* W sensie najbardziej charakterystycznych...
Bardzo piękna seria, która od pierwszego zeszytu objawia niezwykłość i poezję, ale prawdziwego wiatru w żagle nabiera od drugiego tomu. Gościnne występy bohaterach w trykotach nie przeszkadzają, zważywszy że obracamy się w ramach uniwersum DC. Dla równowagi Moore napisał odcinek "Supermana", w którym pojawia się Swamp Thing :)
OdpowiedzUsuńObok opowieści o pewnym zmaterializowanym koszmarze najbardziej w pierwszym tomie podoba mi się właśnie pierwszy zeszyt. Późniejszych tomów ciągle nie znam. Czytałeś run Ricka Veitcha? Zdaniem niektórych dorównał Moore'owi.
UsuńWydaje mi się, że pod wrażeniem historii o "zmaterializowanym koszmarze" (bo rozumiem, że masz na myśli Małpiego Króla) był Stephen King kiedy pisał "To".
OdpowiedzUsuń"Swamp Thinga" Veitcha mam w Krakowie, jeszcze go nie czytałem.